poniedziałek, 18 marca 2013

Squadra Azzurra: przed meczami z Brazylią i Maltą

Redakcja bloga nie próżnuje. Nie mogliśmy przecież nie wspomnieć o poczynaniach La Nazionale - soli włoskiej piłki, crème de la crème makaroniarskich kopaczy. Po powołaniach Azzurrinich przyszedł czas na powołania do pierwszej reprezentacji. Przed nią bowiem prestiżowa potyczka z Brazylią w Genewie (21 marca) oraz eliminacyjny mecz z Maltą (26 marca). Wczoraj nazwiska piłkarzy, z których korzystać będzie w tych meczach, ogłosił Cesare Prandelli.



Cesare Prandelli (fot. bestmanagerintheworld.com)

Portieri:
Gianluigi Buffon (Juventus), Morgan De Sanctis (Napoli), Federico Marchetti (Lazio), Salvatore Sirigu (Paris Saint Germain);
Difensori:
Ignazio Abate (Milan), Luca Antonelli (Genoa), Davide Astori (Cagliari), Andrea Barzagli (Juventus), Leonardo Bonucci (Juventus), Giorgio Chiellini (Juventus), Mattia De Sciglio (Milan), Christian Maggio (Napoli), Andrea Ranocchia (Inter);
Centrocampisti:
Antonio Candreva (Lazio), Alessio Cerci (Torino), Daniele De Rossi (Roma), Alessandro Diamanti (Bologna), Emanuele Giaccherini (Juventus), Claudio Marchisio (Juventus), Riccardo Montolivo (Milan), Andrea Pirlo (Juventus), Andrea Poli (Sampdoria);
Attaccanti:
Mario Balotelli (Milan), Stephan El Shaarawy (Milan), Alberto Gilardino (Bologna), Sebastian Giovinco (Juventus), Pablo Daniel Osvaldo (Roma).

Personalia



W bramce niespodzianek brak. Dziwić może jedynie konsekwentne zabieranie czwórki zamiast trójki (choć np. Brazylia na mecz z Italią zabrała raptem dwójkę) golkiperów. Nie ma w tej materii zbytnio z czym polemizować. Buffon numerem jeden, przerwa, później Sirigu i dwójka ligowców o wyrobionej marce. Niby można by się spierać - czemu De Sanctis, który ostatnio jest w dołku, a nie Consigli, czemu nie Viviano? No można by. Tylko po co? Co to za różnica, który z nich będzie na trybunach?

O wiele więcej jest do napisania w kwestii obrońców, szczególnie ich boków. Mamy bowiem dwa duety - Abate i Maggio z prawej oraz Antonelli i De Sciglio z lewej. Może wyda się to dziwne, ale o wiele bardziej martwi mnie ten pierwszy tandem, bardziej doświadczony i z kadrą już obyty. Maggio w Napoli dołuje i sympatycy Azzurrich najchętniej widzieliby w jego miejsce Armero. Mazzari jednak upiera się przy Christianie, którego zna jeszcze z czasów pracy w Sampdorii. Abate z kolei to gracz, którego obecność na tym poziomie zawsze mnie zastanawiała. Trudno bowiem znaleźć drugiego tak kołkowatego gracza. Właściwie jego jedynym atutem jest to, że szybko biega. No bo co innego? Dośrodkowywać uczył się chyba od Massimo Oddo (dla niezorientowanych - był kiedyś w Milanie taki obrońca, który dośrodkowując w pole karne, obdarowywał piłkami tifosich siedzących w górnych kręgach San Siro), dryblingu też za grosz. Kiedyś przeczytałem określenie, które bardzo mi się spodobało, mianowicie że Abate porusza się po boisku jak pionek w szachach - po linii prostej. Od jednego pola karnego do drugiego. Niezwykle celny opis jego gry. Psioczę na niego, a znając życie Ignazio odpłaci mi się pewnie dobrym meczem przeciwko Brazylii. Ma on bowiem to do siebie, że trenerzy ufają mu gdy przychodzi grać z mocnym rywalem. Wówczas boczny obrońca Rossonerich skrzętnie skrywa swoją kołkowatość nieustającym bieganiem za przeciwnikiem i zazwyczaj wypada nieźle. No i zaczyna się człowiek zastanawiać "cholera jasna, może ja się mylę, może coś w nim jest". Ale później przychodzi jeden, drugi, trzeci mecz ligowy, gdzie trzeba prowadzić grę a przeciwnik się zamyka i ani myśli grać otwartą piłkę i Abate swoje - głowa w dół, rajd po prostej, zamknąć oczy i kopnąć w kierunku pola karnego. Oczywiście połowa zablokowana, druga połowa kompletnie "na pałę", bez patrzenia kto gdzie biegnie. I tak co tydzień. Jedyna nadzieja dla mnie, że znajdzie się jakiś frajer, co blond Ignasia ogląda od święta i przekonany, że bierze solidnego obrońcę klasy międzynarodowej, przeleje te 15 mln euro na konto Milanu. Trzymam zatem kciuki za piotrogrodzki Zenit. 


Z drugiej strony duet o wiele ciekawszy. Luca Antonelli jest kolejnym potwierdzeniem mojej tezy, że Genoa to jeden z najgorzej zarządzanych klubów we Włoszech. Okupuje dolne rejony tabeli a dostarcza kolejnych reprezentantów. Dziwne? Ależ skąd, bo piłkarzy w swoich szeregach ma niezłych. Może gdyby prezes Preziosi zatrudnił trenera, a nie popierdółki w typie Malesaniego, i dał mu popracować dwa - trzy sezony, coś by z tego było. Na to się jednak nie zanosi, więc Rossoblu dalej, miast drużyną walczącą o puchary, będą zbieraniną lepszych lub gorszych kopaczy grających o ligowy byt lub, patrząc optymistycznie, nie grających o nic. 


Szansę na debiut dostaje Mattia De Sciglio, dwudziestoletni obrońca Milanu. Chciałoby się powiedzieć - w końcu. Ciekawe, czy doczekam się kiedyś boków obrony MDS - Santon. Czy to w La Nazionale czy też w Mediolanie. Nieco zaskoczyła mnie też absencja Angelo Ogbonny, w miejsce którego Prandelli powołał Andreę Ranocchię. Nie mam pojęcia jaki sens takiego postępowania, ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Przed Ranocchią do grania jest czterech środkowych obrońców.


W pomocy bez większych zaskoczeń. Powołaniami dla Antonio Candrevy i Alessio Cerciego selekcjoner daje znak, że każdy ma szansę na grę w reprezentacji, jeśli dobrze pracuje w klubie i wyróżnia się w lidze.


Teoretyczni niespodzianką mogłaby być obecność wśród kadrowiczów Giaccheriniego, dla mnie wybór, z którego Prandelli spokojnie się wybroni. Giac to znakomita zapchajdziura. Może zagrać w pomocy i na boku ataku w 4-3-3 (poprawcie mnie jeśli się mylę, ale na tej drugiej pozycji występował w Cesenie i w czasie gdy ów system stosował Conte), w 3-5-2 obstawi oba "wahadła". Ktokolwiek by nie wypadł z gry, Emanuele go zastąpi. Nie jest to wirtuoz, raczej rzemieślnik gryzący trawę i w kadrze będzie pełnił taką samą rolę, co w Juventusie.


Rzecz, która mnie zdziwiła - brak Verrattiego i obecność Poliego z Samp. Ligue 1 nie oglądam (z natury mam awersję do wszystkiego co francuskie), ostatnio rzadziej też oglądałem mecze Blucerchiatich, lecz regista genueńczyków nie wydawał się być w reprezentacyjnej formie. Verratti z kolei w Champions League na Mestalla prezentował się bardzo dobrze. Chęć dania wyraźnego sygnału Poliemu? Inaczej niż w kategorii "na zachętę" nie potrafię tego wyjaśnić. Nie wierzę też oczywiście, że Prandelli na dłużej odstawił Marco, na którego miał odwagę postawić, gdy ten kopał w Serie B, lecz z drugiej strony szkoda, że nie zobaczymy go na tle Brazylii.


W ataku warto odnotować powrót Osvaldo i Giovinco oraz powołanie dla, dobrze spisującego się w Bologni, Gilardino.


4-3-1-2 przeciwko Canarinhos


Media dziś zasugerowały wyjściową "jedenastkę", która w Genewie miałaby wyjść na mecz z Brazylią. Prandelli ma, według nich, zdecydować się na grę 4-3-1-2 i miałoby to wyglądać następująco: 

Buffon
Maggio - Barzagli - Chiellini - De Sciglio
De Rossi - Pirlo - Marchisio
Montolivo
Balotelli - Osvaldo

Oczywiście od pierwszych minut De Rossi i Pablo Osvaldo. Oni bowiem pauzują w eliminacjach za kartki. Do tego niespodzianka w postaci De Sciglio w roli startera.


Mecz z Brazylią będzie też debiutem nowych strojów Squadra Azzurra. Zostały one zaprezentowane dziś i Włosi wystąpią w nich podczas Pucharu Konfederacji w 2013 roku. Można zobaczyć je tutaj.


FORZA ITALIA.

U-21: powołania na mecze z Rosją i Ukrainą

Kadra U-21 przygotowuje się do czerwcowych finałów europejskiego czempionatu w Izraelu. W ramach tychże przygotowań Azzurrini zagrają 22 marca w Cittadelli z Rosją oraz 25 marca w Bassano del Grappa z Ukrainą. Dziś nazwiska powołanych na w/w mecze ogłosił selekcjoner Devis Mangia.

Devis Mangia (fot. uefa.com)


Lista graczy wygląda następująco:

Portieri:
Francesco Bardi (Novara), Simone Colombi (Modena), Nicola Leali (Virtus Lanciano);
Difensori:
Matteo Bianchetti (Verona), Cristiano Biraghi (Cittadella), Luca Caldirola (Brescia), Giulio Donati (Grosseto), Paolo Frascatore (Sassuolo), Vasco Regini (Empoli), Simone Romagnoli (Spezia), Davide Santon (Newcastle);
Centrocampisti:
Andrea Bertolacci (Genoa), Marco Crimi (Grosseto), Alessandro Florenzi (Roma), Lorenzo Insigne (Napoli), Luca Marrone (Juventus), Fausto Rossi (Brescia), Jacopo Sala (Amburgo), Nicola Sansone (Parma), Riccardo Saponara (Empoli), Federico Viviani (Padova);
Attaccanti:
Manolo Gabbiadini (Bologna), Ciro Immobile (Genoa), Samuele Longo (Espanyol), Alberto Paloschi (Chievo Verona), Simone Zaza (Ascoli).

Leali - w bramce czy w cieniu konkurentów?


Nie ma w kadrze Matteo Perina. Jeden z ciekawszych golkiperów młodego pokolenia, którego włoskie media od kilku tygodni sprzedają do Milanu jako następcę Abbiatiego, stracił ostatnimi czasy miejsce między słupkami Pescary. Nie jest to jednak przyczyną jego nieobecności w kadrze. Nie został wszak powołany również na poprzedni mecz przeciwko Niemcom. Sytuacja wygląda następująco: niekwestionowanym numerem 1 w bramce młodzieżówki jest wychowanek Interu, grający obecnie w barwach Novary na zapleczu Serie A - Francesco Bardi, jego zastępcą zaś Simone Colombi - wychowanek Atalanty Bergamo, wypożyczony do Modeny. Perin, mimo tego że bardziej medialny od swoich konkurentów i występujący na wyższym szczeblu rozgrywkowym, w reprezentacji Devisa Mangii często był dopiero numerem 3. Selekcjoner uznał, zdaje się, że nie ma sensu powoływać tego bramkarza, by sadzać go na trybunach i lepiej dać mu pracować w klubie. Na Niemcy powołany był Mirko Pigliacelli, teraz z kolei przyszła pora na Nikolę Lealiego. To z kolei chłopiec z rocznika 1993, po którego ubiegłego lata sięgnął Juventus. Szans na grę tam oczywiście nie miał, za konkurentów mając nie tylko Buffona, lecz także niezwykle solidnego Storariego i doświadczonego Rubinho. Działacze Bianconerich wypożyczyli go zatem do beniaminka Serie B, Virtus Lanciano. Wydaje się, że był to dobry ruch. Lanciano to niewielkie miasto oraz komuna w prowincji Chieti, w Abruzji. Mieszka tam raptem 36 tys. mieszkańców. Outsider drugiego frontu oraz niewielka mieścina to idealne połączenie, dające dwudziestolatkowi możliwości rozwoju, pozwalające zdobywać cenne boiskowe doświadczenie - gwarantując również to, że bezrobotny w trakcie meczu nie będzie - oraz dorastać z dala od wielkomiejskich pokus. No bo cóż można robić na, proszę wybaczyć jeśli ktoś się poczuł urażony, prowincji jeśli nie pracować na treningach?

Obrona, obrona: powrót Santona!


Mamy świeżynki i w tej formacji. Jest oczywiście nowy-stary kadrowicz - Davide Santon. Tam, kadrowicz - były kapitan tej drużyny. Mangia eliminacje jedynie kończył. Przez większość meczów na ławce trenerskiej zasiadał Ciro Ferrara, którego latem skusiła Sampdoria. I tu mamy niezły kalambur. Za Ferrary Santon miał opaskę, był niekwestionowanym liderem drużyny. Cóż się dziwić - na koncie mecze w Champions League i Serie A, podstawa w klubie Premier League. Zdawało się, że przeskok do dorosłej reprezentacji już tuż tuż. Tymczasem zespół U-21 przejmuje Devis Mangia i obrońcy NUFC nie powołuje. Wydawać się mogło, przekazał zawodnika wyżej - Prandellemu. Selekcjoner pierwszej reprezentacji jednak również zawodnika pominął. Raz, drugi, trzeci. Wolał nawet przejść na system 3-5-2 z Giaccherinim  na boku, gdy z gry wypadł mu Balzaretti. Logicznym się wydawało, że Mangia wróci do koncepcji: Azzurrini + Santon. Jednak nie, nic bardziej mylnego. I trwał ów piłkarz w takiej próżni. W końcu Santona mamy na powrót w U-21. Mam nadzieję, jako zwolennik jego talentu, że już z obiegu w reprezentacji nie wypadnie. Młodzieżowej czy seniorskiej, nieważne - przepływ między tymi jest dość swobodny. 

Brak też, podstawowego do tej pory, stopera - Marco Capuano. Obrońca Pescary jest kontuzjowany i powinien wrócić na 33. kolejkę Serie A. Pod jego nieobecność pewnie do wyjściowego składu wskoczy, wychowanek Milanu, Simone Romagnoli. Nowością jest w tym zestawieniu obecność Vasco Reginiego. Chłopak urodzony w 1990 roku. Debiutował w Serie A kilka lat temu w barwach Sampdorii. Później wypożyczony do Foggi, gdzie trenerem był Zeman a następnie oddany do Empoli. Szkoleniowiec toskańskiego klubu - Maurizio Sarri z lewej obrony przestawił go na środek. Szczerze mówiąc jest on dla mnie znakiem zapytania. W grze go zobaczyć okazji nie miałem. Pozostałe nazwiska w tej formacji nie zaskakują.

Bogactwo drugiej linii


Bardzo mocna formacja pomocy. Z elektronów krążących pomiędzy kadrą U-21 a La Nazionale A są tym razem Florenzi oraz Insigne. Warto też odnotować powrót rozgrywającego Padwy, Federico Vivianiego - wychowanka Romy. Jest, grający ostatnio częściej u Donadoniego, Nicola Sansone. Jest również, robiący furorę na drugoligowych boiskach, Riccardo Saponara, którego jedną połówkę karty po sezonie weźmie Parma, drugą zaś Milan. Jest też nowość - Andrea Bertolacci. Wychowanek, jakżeby inaczej, Giallorossich. Chłopiec z rocznika 1991, który dość niespodziewanie wyrósł nam w obecnych rozgrywkach na pewniaka do gry w podstawie Genoi. Na Marassi zmieniają się trenerzy, żaden jednak nie waha się korzystać z Andrei, dla którego pierwszoligowe boiska to nie pierwszyzna. Grał już bowiem na nich, będąc piłkarzem (na zasadzie wypożyczenia oczywiście) Lecce. To jednak w tym sezonie talent Bertolacciego eksplodował. Dwa towarzyskie mecze to dobra okazja, by go sprawdzić w młodzieżówce.

Nie podejmę się typowania wyjściowych zestawień na poszczególne mecze i to z dwóch powodów. Primo - są to gry kontrolne, w trakcie których Mangia pewnie będzie chciał zrobić przegląd dostępnego materiału ludzkiego. Secondo - nie mam bladego pojęcia, na kogo może postawić w danym meczu. Każda z podjętych decyzji będzie okazją do zobaczenia ciekawego i perspektywicznego grajka. Florenziego i Insigne mamy okazję oglądać w koszulkach odpowiednio Romy oraz Napoli. Podobnie ma się ostatnimi czasy sprawa z Sansone w Parmie, gdzie gra na boku ataku w 4-3-3. Najchętniej obejrzałbym Saponarę. W dotychczasowych meczach Azzurrinich na kolana nie rzucił, choć - trzeba to przyznać - nie był też starterem i czasu na zaprezentowanie się miał niedużo. Połówka z Hiszpanią i jakieś ogony w innych grach. Patrzeć jest jednak na co. Zawodnik ten w Serie B legitymuje się 9 strzelonymi golami i 10 asystami. O innych zawodnikach nie wspominam, no bo to boki 4-4-2, które preferuje Mangia, są miejscem dla tych najciekawszych. Na środku zagra pewnie ktoś z tercetu Marrone - Rossi - Viviani. Do tego swoje minuty dostanie pewnie Crimi z Grossetto. 

O co tyle krzyku?


Doczekał się powołania Simone Zaza, którego 16 trafień winduje w czołówkę strzelców Serie B. Ciekaw tego chłopca jestem niezmiernie. Ostatnio dużo szumu wokół niego zrobiono. Pisze się o zainteresowaniu ze strony największych włoskiego futbolu: Milanu i Juventusu. Zaza w Ascoli występuje na zasadzie wypożyczenia z Sampdorii. Sęk w tym, że z Samp ma kontrakt obowiązujący do 2014 roku. Klub chciał go przedłużyć, zawodnik jednak świadom zainteresowania innych zespołów, propozycję ów odrzucił. Chętnie zobaczę, o co tyle krzyku. Poza napastnikiem Ascoli mamy też Paloschiego i Immobile, którzy mają już po 23 lata i czerwcowy turniej będzie dla nich zamknięciem pewnego rozdziału. Jest też Gabbiadini, który ostatnio odnalazł się w Bologni i zaczął grać w podstawowym składzie oraz Longo, któremu - jak wynika z ostatnich wypowiedzi - niespieszno do powrotu do Mediolanu.

wtorek, 12 marca 2013

Montellina, czyli jak Rzymianie odrestaurowali Florencję

Niedzielny wieczór spędziłem oglądając zwycięstwo Fiorentiny w Rzymie. Zastanawiając się czy obejrzeć konfrontację Lazio z Violą czy może podejrzeć jak na tle Interu wypadnie ceniona przeze mnie Bologna z Gabbiadinim, Diamantim i Gillardino, złapałem się na tym, że ostatecznym argumentem było to, że cokolwiek się nie będzie działo, na Olimpico z pewnością nie będzie nudno i przynajmniej trochę dobrej piłki jest gwarantowane. I to za sprawą Fiorentiny właśnie. Spotkanie to stało się punktem wyjścia do dzisiejszych rozważań nad tym, jak zmieniła się sytuacja w klubie z Artemio Franchi.

Vincenzo Montella (fot. fiorentina.theoffside.com)


Wygnani z Rzymu


Kluczowe dla przyszłości klubu z Florencji okazały się dwie decyzje personalne. Po pierwsze nie przedłużono kontraktu z Pantaleo Corvino, który piastował funkcję dyrektora sportowego. Corvino w środowisku piłkarskim był działaczem cenionym. Zanim zaczął pracować dla rodziny Della Valle, los rzucił go do regionu Puglia, gdzie dla Lecce odkrył takich zawodników jak Walerij Bożinow, Ernesto Chevantón, Mirko Vucinić czy Christian Ledesma. To właśnie on stworzył Fiorentinę, która z powodzeniem rywalizowała w Champions League, gdzie kwalifikowała się cztery lata z rzędu, z Bayernem czy Liverpoolem. Fiorentinę z Freyem, Gamberinim, Tonim, Mutu, Jovetićem, Montolivo, Vargasem, Felipe Melo czy Behramim. Pięć tłustych lat w sercu Toskanii, zostało jednak rozmytych przez dwa sezony nad wyraz chude. 18 marca 2012 roku, po porażce aż 0:5 z Juventusem na Artemio Franchi, Andrea Della Valle powiedział "basta!" ogłaszając, że kontrakt Corvino wygasający z końcem czerwca nie zostanie przedłużony. Przyszedł czas na nowe rozdanie. Dyrektorem sportowym został Daniele Pradè, którego z Rzymu pozbyto się, zastępując go Walterem Sabatinim. Drugą ważną decyzją było zatrudnienie na stanowisku opiekuna pierwszego zespołu Vincenzo Montelli. Przegnany ze Stadio Olimpico przez nowe kierownictwo Romy, które zastąpiło go Luisem Enrique, śniąc o drugiej Barcelonie, zakotwiczył w Catanii. Sycylijski klub to ciekawy kierunek dla trenera. Gli Elefanti wydali na świat wcześniej tak ciekawe postacie jak np. Pasquale Marino (dzięki pracy w klubie kierowanym przez Pulvirentiego i Lo Monaco wypromował się i objął Udinese), Walter Zenga (później Palermo i Al-Nasr), Sinisa Mihajlović (później Fiorentina właśnie) czy Diego Simeone (obecnie święci tryumfy z madryckim Atlético). Wypromował się również Montella, nadając Rossoazzurrim swój znaczek jakości, z łatwością realizując cel utrzymania się. Sezon zakończył na 11. pozycji. Tymczasem w Romie kompromitowali się kolejni następcy L'Aeroplanino: Enrique i Zeman.

Tiki-Taka alla Toscana


Charakterystyczny sznyt Montelli od razu widać było we Florencji. Szybka gra piłką na małej przestrzeni i ruchliwość w przednich formacjach. Przyjmij - podaj - wyjdź na pozycję. Tak w skrócie można opisać filozofię gry Violi. Efektowne zwycięstwo nad Milanem (wyjazdowe 3:1), pogrom Interu (4:1 na Artemio Franchi) czy znakomita postawa w, bezbramkowo zremisowanym, spotkaniu z Juventusem u siebie to tylko kilka rezultatów, które utwierdzają Andreę Della Valle, że nie pomylił się latem 2012 roku. Fiorentina przed sezonem prezentowała się na papierze bardzo ciekawie. Nie sądziłem jednak, że równie dobrze będzie się prezentować na murawie. Rzeczą, którą podkreślałem prognozując sezon Gigliati, była cała masa znaków zapytania. Zawsze podchodzę sceptycznie do "papierowych tygrysów", bo przecież takie, przykładowo, ekipy jak Genoa czy Palermo też prezentują się ciekawie kadrowo, natomiast absolutnie nie ma to przełożenia na ich postawę na boisku czy pozycję w ligowej tabeli. Wszystkie wątpliwości rozstrzygnęły się jednak na korzyść Pradè, tworząc niesamowite mercato. Gonzalo Rodriguez? Lider defensywy. Facundo Roncaglia? Prezentował się dobrze, przyszedł za darmo, obecnie przegrywa rywalizację z innym nabytkiem - wymienionym za Nastasića i gotówkę - Stefanem Savićem. Tomović? Podstawowy obrońca. Borja Valero, sprowadzony ze zdegradowanego Villarreal? Czołowy pomocnik ligi, w czubie klasyfikacji asystentów, absolutnie podstawowa karta w talii Montelli. Spektakularny transfer. Pizarro? Skreślony w Romie, we Fiorentinie trzyma w ryzach całą pomoc. Aquilani? Kapitalny w roli box-to-box. Cuadrado? Z jeźdźca bez głowy, szarpiącego flanką w Lecce, przeistoczył się w gwiazdę Serie A. Ecc. Zawodnicy sprowadzeni przez ex-dyrektora Romy "odpalili" i stworzyli, do spółki z Jovetićem i Pasqualem, szkielet nowej drużyny. Drużyny, która średnio w meczu oddaje 16,3 strzału na bramkę i z wynikiem 84,5% jest trzecia w klasyfikacji najcelniej podających zespołów w lidze, ustępując pola jedynie Milanowi i Juventusowi. No i właśnie słowo "drużyna" jest kluczowe. Możemy się zachwycać każdym z zawodników z osobna, lecz naprawdę widowiskowymi stają się tylko wówczas, gdy skrzętnie wykonują polecenia trenera, wywiązując się ze swoich ról.

Elastyczny Montella


Niewątpliwą zaletą obecnego szkoleniowca Violi jest elastyczność. Cecha, której zdaje się ostatnio brakować nawet tak znakomitemu trenerowi, jakim jest Antonio Conte. Włoski Mourinho w pierwszym sezonie imponował tym, jak łatwo dostosowuje się do wszelkich zmiennych podczas sezonu, jak szybko wyciąga wnioski i reaguje na to, co się dzieje. Od, szokującego dla dziennikarzy, 4-2-4 (tak to rozpisywały włoskie media, choć system ten nie był niczym innym, jak inaczej rozpisanym klasycznym, płaskim 4-4-2), przeszedł do 4-3-3 a później przestawił Juve na trójkę z tyłu w 3-5-2, dowolnie przeskakując z drugiego z wymienionych przeze mnie ustawień na trzecie. Również Montella płynnie przechodzi z 3-5-2 na 4-3-3. Potrafi zmieniać system, w zależności od potrzeb, nawet kilkukrotnie w ciągu jednego spotkania. Umożliwiają mu to charakterystyki zawodników, których sobie dobrał. Każdy z nich może pełnić kilka ról. Tomović może zagrać na środku obrony (czy to w formacji cztero- czy trzyosobowej) lub z prawej strony bloku obronnego. Giulio Migliaccio może być zarówno środkowym obrońcą jak i środkowym pomocnikiem. Juan Cuadrado, w zależności od potrzeb, jest prawym "wahadłowym" w 3-5-2, prawoskrzydłowym w 4-3-3 lub cofniętym napastnikiem. Takich przykładów można by wymienić jeszcze kilka. Kolejnym atutem są stałe fragmenty gry. O Giovannim Vio, odpowiedzialnym za ten element, można przeczytać znakomity artykuł tutaj. Na dzień dzisiejszy Fiorentina prowadzi w ilości strzelonych goli po stałych fragmentach gry z piętnastoma trafieniami. W niedzielę właśnie po rzucie wolnym trafił Adem Ljajić. Tyle samo goli, co Serb (pięć) ma środkowy obrońca Gonzalo Rodriguez. Trzy bramki na koncie ma Facundo Roncaglia, dwa zaś Savić.

Łyżka dziegciu w beczce miodu


Cieniem na efektownej grze Fiorentiny kładzie się pewien mankament, przez który nie raz, nie dwa w tym sezonie zgubiła punkty. Mankament, nad którym sztab Montelli i sam trener będą musieli pracować intensywnie. Podopiecznym L'Aeroplanino zdarzają się bowiem dość często dłuższe momenty przestoju. Zwykle po strzelonej bramce Gigliati oddają inicjatywę rywalowi, szczególnie gdy ten jest z niższej, niż Viola, półki lub uznany zostaje za niezdolnego do zagrożenia. Fiorentina atakując szybko przerzuca ciężar gry na połowę przeciwnika, angażując dużą liczbę zawodników w atak pozycyjny. Brakuje im jednak często cwaniactwa, włoskiego wyrachowania. Zbyt często chcą już, natychmiast, stworzyć sobie sytuację strzelecką, zapominając że "im dłużej my mamy piłkę, tym rzadziej ma ją przeciwnik". Stąd Viola, mimo znakomitego operowania futbolówką, nie miażdży rywali procentami posiadania piłki. Oczywistym jest, że nie da się w tempie, w którym przeprowadzają ataki, grać przez ponad 90 minut. Sęk w tym, że Fiorentina zwalniając, oddaje piłkę. Warto też zwrócić uwagę na to, że jest to zespół, który znakomicie czuje się w ataku pozycyjnym, o tyle zdobył raptem jedną bramkę po kontrataku.

Jaka przyszłość?



Nie sądzę, żeby Toskańczycy w obecnych rozgrywkach zakwalifikowali się do Champions League. Są zbyt świeżą, zbyt nową drużyną, by od razu przeskoczyć czy to Milan czy Napoli. Viola miast przed siebie, winna spoglądać w tył, gdzie co prawda Lazio z Interem złapały zadyszkę, lecz do końca sezonu jeszcze dziesięć gier, w trakcie których wszystko się może zdażyć. Europa League będzie zresztą idealnym przetarciem dla Montelli, który musi się nauczyć - szczególnie przy intensywności gry wymaganej od swojego zespołu - gospodarowania siłami drużyny. Perspektywy są jednak obiecujące a przyszłość maluje się w jasnych kolorach. Montella ma już fundament drużyny, teraz wystarczy mu dodanie głębi kadrze oraz, ewentualnie, wymiana pojedynczych elementów.

sobota, 9 marca 2013

Dlaczego Milan nie stracił na odejściu Pirlo?

18 maja 2011 roku Pirlo ogłosił, że to koniec jego, trwającej dziesięć lat i obfitującej w sukcesy, przygody z Milanem. Na zasadzie wolnego transferu zasilił Juventus, z którym podpisał trzyletni, obowiązujący do lata 2014 r, kontrakt. Intensywność głosów mówiących, że trzeba było zawodnika zatrzymać za wszelką cenę wzmogła się po zdobyciu rok później przez drużynę Conte, z Andreą jako centralną postacią i głównym dyrygentem gry, Scudetto i srebrnym medalu pirlocentrycznej maszyny Prandellego na boiskach Polski i Ukrainy. Zarzucano Allegriemu, że skreślił tak genialnego gracza. Gallianiemu, że nie przedłużając kontraktu rozgrywającego sam włożył oręż w dłoń rywala do tytułu. Ja z kolei byłem zwolennikiem pożegnania zasłużonego weterana, pamiętającego złote czasy pod batutą Carlo Ancelottiego, i dziś dalej uważam, że to nie był wcale zły ruch ze strony Rossonerich i wygrali na tym wszyscy. 



Andrea Pirlo z żoną. (fot. liberoquotidiano.it)


Milan coraz mniej pirlocentryczny


Dlaczego pozwolono odejść tak klasowemu zawodnikowi jak Pirlo? Kwestia jest bardziej złożona niż rzekoma antypatia Allegriego do jednego ze sztandarów Milanu. Mimo że krytycy livornijskiego szkoleniowca z lubością kreują go na tego, który zmarginalizował starą gwardię Ancelottiego, fakty mówią co innego. Allegri nie miał żadnej awersji do L'Architetto. Przeciwnie, gdy ten był w pełni sił, wychodził w podstawowej jedenastce. Często zresztą ku mojemu niezadowoleniu. Proszę nie zrozumieć mnie źle, jestem fanem talentu Pirlo. Tym mocniej bolało mnie, gdy widać było, że po Mistrzostwach Świata w 2006 roku Andrea gasł z sezonu na sezon, z momentami przebłysku (jak cała drużyna Milanu zresztą) wiosną 2007 roku. Drużyny z krajowego podwórka nauczyły się zamykać przed mediolańskim rywalem, neutralizując tym samym atut jakim były długie podania od ustawionego przed obrońcami AP. Mówiąc całkiem otwarcie był to jeden z najbardziej irytujących zawodników późnej ery Ancelottiego, uporczywie grając swoje charakterystyczne miękkie piłki w zagęszczone strefy boiska. Przywiązanie do nazwisk to chyba największy grzech Carletto. Sezon 2010/2011 był ostatnim rokiem obowiązywania kontraktu Pirlo. Podpisanie nowego kontraktu miało być formalnością. Pod koniec stycznia Il Metronomo doznał jednak urazu, który wykluczył go z gry na trzy miesiące. Ten okres okazał się kluczowy. Plaga kontuzji w szeregach Rossonerich zmusiła Adriano Gallianiego do aktywności na rynku transferowym. 25 stycznia kontrakt z Milanem podpisał Mark van Bommel. Majstersztyk prawej ręki Berlusconiego, który po mercato porusza się jak nikt inny. Holender do Mediolanu przeniósł się na zasadzie wolnego transferu, parafując półroczną umowę z opcją przedłużenia jej o kolejny sezon. Allegri znalazł sposób na odejście od doktryny pirlocentryzmu. Miejsce registy nie było już przed linią obrony, gdzie królował - nastawiony w głównej mierze na destrukcję i zapewniający Rossonerim spokój w tyłach - van Bommel. Odpowiedzialnością za dystrybucję futbolówki do wyżej ustawionych partnerów Il Generale podzielił się zaś z Thiago Silvą. Brazylijski obrońca świetnie radził sobie z piłką przy nodze. Miał jeden z najwyższych procentów dokładności podań w całej Serie A i posyłał prawie jedenaście celnych długich podań na mecz. W klubowym rankingu w ilości wymienionych podań wyprzedzał go jedynie... van Bommel. Brazylijsko-holenderski tandem sprawił, że nieobecności Andrei Pirlo w ogóle się nie odczuwało.

Nowa polityka kadrowa


Allegri nie zamierzał oczywiście rezygnować z zawodnika o tak wysokich umiejętnościach. Znalazł mu miejsce nieco wyżej. Widział go jako lewego pół-skrzydłowego w systemie 4-3-1-2. Zazwyczaj pozycję tę obsadzał, trzy lata starszy, Clarence Seedorf. O wieku genialnego Willy Wonki wspominam nie przez przypadek. Siłami wiekowego Holendra Mister musiał bowiem dysponować rozsądnie. Pomysł obsadzenia lewej "połówki" duetem Seedorf - Pirlo wydawał się naprawdę dobry. Andrea grając wyżej, częściej był pod grą, był bardziej ruchliwy i więcej dawał drużynie. Zapowiadało się na otwarcie kolejnego rozdziału. Z klubem związanych było kilkuletnimi kontraktami kilku piłkarzy, których nieskutecznie próbowano się pozbyć, z Jankulovskim czy Oddo na czele. Znaleźli się poza projektem Allegriego, lecz nadal mieli ważne umowy, gwarantujące im przyzwoite zarobki. Wydatki te wiązały Gallianiemu ręce w kwestii wzmocnień. Wprowadzona została zatem polityka oferowania graczom po trzydziestym roku życia umów jednorocznych. Gdy piłkarz spełniał pokładane w nim oczekiwania, umowa była prolongowana. W przeciwnym razie klub po prostu jej nie przedłużał. Dla "senatorów" nie było wyjątku. Ambrosiniemu, Seedorfowi, Pirlo, Inzaghiemu a także przekraczającym próg wiekowy Mario Yepesowi oraz Markowi van Bommelowi kontrakty oferowano w zgodzie z nowo obraną drogą. Właśnie długość kontraktu okazała się kością niezgody w przypadku rozgrywającego Rossonerich. Zawodnik oczekiwał trzyletniego kontraktu, Milan oferował roczny. Ostatnie sezony, delikatnie rzecz ujmując, dość przeciętnie w wykonaniu Andrei oraz nowa koncepcja gry, która osłabiała pozycję zawodnika jako niezastąpionego nie były zbyt mocną kartą przetargową. Gdy 18 maja opuszczał siedzibę klubu przy via Turati przyznał: "nie przyszedłem negocjować, przyszedłem się pożegnać". Kilka dni później oficjalnie ogłoszony został jego transfer do Juventusu.

Srebrno-złoty architekt


W Turynie znalazł się w odpowiednim czasie. Do użytku został oddany Juventus Stadium - nowoczesny obiekt na 38 tys. miejsc, który miał powiększyć generowane przez Bianconerich dochody oraz stać się domem przytuleniejszym od betonowego molocha Delle Alpi. Wniósł ogromny entuzjazm w biało-czarne środowisko. W tym czasie stery w Juve objął włoski Mourinho - Antonio Conte, który realizację misji odbudowy drużyny zaczął od przekazania Andrei kluczy do boiskowej sterowni, i postawienia przy jej drzwiach dwóch atletycznych pomocników, w osobach Marchisio i Vidala, pozwalających Pirlo rozwinąć skrzydła. Nowe środowisko, nowe wyzwania, nowa motywacja. Regista narodowej kadry Włoch złapał wiatr w żagle i rozegrał wyśmienity sezon, prowadząc La Vecchia Signora do zdobycia Scudetto a La Nazionale do Kijowa, gdzie rozegrali finałowy mecz (ostatecznie jednak boleśnie przegrany z Hiszpanią) europejskiego czempionatu. Pirlo wrócił do żywych i znów zachwycał swoją wizją gry i techniką. W sposób oczywisty został pierwszym wygranym rozstania z Mediolanem.

Milan post-Pirlo


Z perspektywy prawie 2 r. p.o.p. (po odejściu Pirlo) nadal nie uważam, żeby Milan był stratny. W sezonie 2011/12 Allegri kontynuował grę bez registy przed obroną, stawiając na tandem van Bommel / Ambrosini - Thiago Silva. Pomysł się sprawdzał, został zatem potwierdzony na kolejny sezon. Z nadejściem sezonu 2012/13 w klubie nie było już jednak ani Brazylijczyka ani Holendra. Milan przeszedł rewolucję kadrową a Allegri wobec braku odpowiednio dobrze grającego piłką defensora - po wielu próbach znalezienia tożsamości nowej drużyny - wrócił do wariantu z playmakerem przed obroną. W roli tej występuje, sprowadzony na zasadzie wolnego transferu z Florencji, Riccardo Montolivo. Historia zatoczyła koło i ktoś złośliwy uśmiechnie się pewnie pod nosem: "no ładnie, zamienić Pirlo na Montolivo". Przechodzimy zatem do kluczowej kwestii. Przypominam, że Milan nie zmienił na byłego kapitana Fiorentiny tego Andrei, którego w pasiastej koszulce Juve widzimy teraz, lecz tego, który irytował konsekwentnie zagrywanymi, w tłum kopiących się o piłkę zawodników, lobami. Milan stawiając na Montolivo nie stracił. W "roku zero" - mającym stworzyć fundamenty pod nową drużynę - nie ustępuje Juventusowi, mistrzowi pewnie zmierzającemu po drugi tytuł z rzędu, pod względem celności podań. Oba zespoły legitymują się takich samym procentem celnych podań (85,7%).

Montolivo i Pirlo jak "maluch" przy Ferrari. Czy na pewno?


Jak wygląda porównanie obu reżyserów gry? Zawodnik Juventusu wykonuje średnio 80,5 podania w ciągu meczu. 84.8% tych podań trafia do adresata. Ponadto posyła średnio 7,1 celnych długich piłek oraz 3,3 kluczowe podania w ciągu spotkania. Z drugiej strony mamy, debiutującego na poziomie wielkiego klubu, Riccardo Montolivo, który wykonuje średnio 65,3 podań, z czego celnych jest 86,5%. Do tego dokładamy aż 11,2 celnych długich piłek oraz 1,1 kluczowe podanie na mecz.

Jak widać porównując obu graczy, nie ma tutaj wyraźnej przewagi byłego registy Milanu nad obecnym. Przez Monto przechodzi mniej podań w ciągu trwania meczu, legitymuje się jednak większą celnością zagrań. Z racji tego, że gra głębiej i rzadziej podłącza się do akcji zaczepnych wykonuje mnie kluczowych podań. Góruje z kolei nad swoich kolegą z reprezentacji liczbą posłanych celnych długich piłek w trakcie spotkania.

Milan stracił Pirlo, lecz zyskał godnego zastępcę. Najbardziej zyskaliśmy my - sympatycy calcio - odzyskując Andreę w wielkiej formie, mogąc cieszyć się jego powrotem na najwyższy światowy poziom.