wtorek, 27 sierpnia 2013

SERIE A: FIORENTINA 2-1 CATANIA

Poniedziałkowe spotkanie nie tylko zamykało pierwszą kolejkę nowego sezonu Serie A. Było też setnym, jubileuszowym meczem Vincenzo Montelli w roli trenera. Pięknie się złożyło, że okazję tę świętował podejmując we Florencji zespół, który prowadził wcześniej, który otworzył mu drogę do futbolu przez duże "F" - Catanię. Sycylijczycy musieli zaś radzić sobie bez dotychczasowych filarów - rozgrywającego, Francesco Lodiego (przeniósł się do Genoi) oraz Papu Gómeza (słoneczną Katanię zamienił na ukraiński Charków). Jedni odchodzą, lecz ich miejsce zajmują inni. Kibice Rossoazzurrich największe nadzieje pokładają w dwójce piłkarzy występujących na lewej flance - obrońcy Fabio Monzónie oraz skrzydłowym Sebastiánie Leto.

Piłkarska Florencja żyje ostatnio sprawą Adema Ljajicia. Chcącego odejść Serba mają dość nie tylko tifosi Violi, którzy wygwizdali go podczas prezentacji drużyny, trener Montella - który oficjalnie powiedział: "mi sono stufato di Ljajić" ("mam dość Ljajicia" - przyp. TK), lecz również koledzy z drużyny, z którymi pokłócił się krnąbrny napastnik. Fiorentina zdaje się być pogodzona ze stratą gracza i wytypowała już nawet następcę - reprezentanta chorwackiego młodzieżówki (grał tego lata na Mistrzostwach Świata U-20), Ante Rebicia.

Montella ponownie ustawia swój zespół w systemie 3-5-2. W bramce znów Neto. L'Aereoplanino dokonał jednak roszad w defensywie. Na środku, rzecz jasna, Gonzalo Rodriguez. Na ławce usiadł Roncaglia, lecz w jego miejsce opiekun Violi nie desygnował do gry Tomovicia (jak spekulowano), lecz przestawił Savicia na pozycję pół-prawego obrońcy a po lewej ręce Rodrigueza zagrał Marvin Compper. W pomocy jedna zmiana - do składu wrócił David Pizarro, który zajął miejsce Ambrosiniego. Razem z Chilijczykiem w środku zagrali Borja Valero i Alberto Aquilani. Na skrzydłach - Cuadrado i Pasqual a w ataku tandem Gómez - Rossi.

Po stracie Lodiego Rolando Maran zdecydował się porzucić system 4-3-3 na rzecz 4-2-3-1, oddając stery drużyny w ręce Pablo Barrientosa, grającego za plecami Gonzalo Bergessio. Ofensywny kwartet uzupełniali Sebastián Leto (z prawej strony) i Lucas Castro (z lewej). Duet środkowych pomocników stanowili - pozyskany z Romy - Panagiotis Tachtsidis oraz - kapitan Catanii - Mariano Izco. Czwórka obrońców to - od prawej - Pablo Álvarez, Giuseppe Bellusci, Nicolás Spolli oraz, wspomniany już, Fabio Monzón. W bramce reprezentant Argentyny - Mariano Andújar.

Mecz na Artemio Franchi był bardzo dobrym widowiskiem, co można było zresztą łatwo przewidzieć. Zarówno Montella, jak i Maran lubią futbol na "tak", grę po ziemi i wysoki pressing. Obaj zresztą mają do tego znakomitych piłkarzy - świetnych rozgrywających i oszałamiających dryblerów. Szczególnie widowiskowa była pierwsza połowa, w której padły wszystkie gole. Druga odsłona gry toczona była w nieco niższym tempie, choć i tak oglądało się ją przyjemnie. Catanii czkawką odbiła się krótka ławka, bo pod koniec wyraźnie zeszło z niej powietrze, brakowało kogoś, kto mógłby jeszcze przyspieszyć. Viola kogoś takiego w swojej talii miała - mowa oczywiście o Matíasie Fernándezie, graczu nieszablonowym, kreatywnym, widowiskowym dryblerze, który jeszcze w końcówce tchnął nieco życia w ten mecz. Decydujący - po raz kolejny - okazał się Juan Cuadrado, którego rajdy prawą stroną przyniosły dwa gole dla Fiorentiny. Za pierwszym razem ograł Nicolása Spolliego i wycofał piłkę do Pepito Rossiego, który pokonał Andújara i otworzył wynik. Błąd w tej sytuacji popełnił Pablo Álvarez, który nie przejął krycia napastnika Fiorentiny. Drugi gol to niemalże kopia pierwszego. Cuadrado tym razem objechał lewego obrońcę, Fabio Monzóna, zacentrował. Wówczas jeszcze Tachtsidis zdążył ściągnąć futbolówkę z nogi zawodnika Violi, lecz wybił ją za krótko i ta trafiła pod nogi Davida Pizarro. Na zamach ograł Bergessio, później właśnie Tachtsidisa i huknął w okienko. Chilijczyk zrehabilitował się za błąd przy golu dla Catanii.

Goście przegrali, lecz z pewnością nie mają się czego wstydzić. Zagrali dobry mecz, będąc równorzędnym rywalem dla Fiorentiny. Maran wykonuje kawał dobrej pracy ze swoim zespołem i kto wie, gdzie trafi w przyszłości. Prezes Antonio Pulvirenti to absolutna czołówka wśród piłkarskich działaczy we Włoszech i doskonale dobiera podwładnych. To właśnie w jego klubie eksplodowały trenerskie talenty takich ludzi jak właśnie Vincenzo Montella czy też Diego Simeone. Dobra organizacja gry, ofensywny sznyt, dużo ruchu z przodu, wymienność pozycji i świetnie opracowane stałe fragmenty gry, po których Etnei stwarzają sobie dużo sytuacji strzeleckich - tymi słowami można opisać grę Catanii pod batutą Marana - człowieka, który nie ma żadnych kompleksów wobec nikogo. Dość powiedzieć, że w przeszłości nieomal wprowadził prowincjonalne Varese do Serie A. Świetnie spisał się duet środkowych obrońców Spolli - Bellusci. Twardzi i nieustępliwi w grze, kompletnie stłamsili największą gwiazdę Violi - Mario Gómeza. Niemiec miał bić kolejne rekordy strzeleckie, tymczasem do Florencji przyjechała malutka Catania i jej tandem ze środka obrony dosłownie wytarł gwiazdorem podłogę. Z prawdziwą przyjemnością oglądało się też poczynania skrzydłowego Leto. Świetny w pojedynkach 1 vs 1, dobrze pasuje do gry Catanii. To właśnie po jego akcji, w której ograł Savicia i dośrodkował w pole karne - duży błąd Pizarro, któy powinien interweniować - padł gol. Bardzo możliwe, że absencja Papu Gomeza będzie niezauważalna dzięki Argentyńczykowi oraz większej odpowiedzialności za grę złożonej na barki Pablo Barrientosa - największej obecnie gwiazdy Rossoazzurrich. Barrientos był wszędzie, cały czas pod grą, cały czas pokazujący się do gry. Wreszcie to on strzelił gola na 1-1. Sporym rozczarowaniem okazał się Fabio Monzón, z którego wiatrak przez pierwszą połowę robił Cuadrado. Na drugą już nie wyszedł, a jego miejsce na lewej obronie zajął Pablo Álvarez, który z Kolumbijczykiem radził sobie o wiele lepiej. Więcej spodziewałem się też po Gonzalo Bergessio. Mało widoczny, miał stuprocentową okazję po widowiskowym rajdzie Bellusciego, lecz strzelił prosto w Neto.

W barwach Violi po raz kolejny świetnie pokazał się Giuseppe Rossi. Strzelił gola, mógł mieć również na koncie asystę, gdyby w stuprocentowej sytuacji w słupek nie trafił Gómez. Dwójka napastników miała trudną przeprawę z obrońcami Catanii, lecz to Pepito wyszedł z tego starcia z twarzą. Świetny powrót do składu zaliczył, wspomniany już, David Pizarro. Pek to prawdziwy lider. W poniedziałek nie miał łatwo, Catania często blokowała korytarze i zmuszony był zagrywać długie piłki. Poniżej możliwości za to Borja Valero, którego stać na więcej a cieniem na jego występie kładzie się również fakt, iż to on był graczem, który odpuścił Barrientosa i dał mu wbiec w pole karne i strzelić gola. Niespecjalnie przekonują mnie też Savić z Compperem. Fiorentina - jeśli chce bić się z najlepszymi - musi wzmocnić obronę. Jeden Gonzalo Rodriguez to za mało.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

SERIE A: INTER 2-0 GENOA

Nowy Inter, nowa Genoa - te dwa zespoły zmierzyły się na inaugurację rozgrywek. Obie drużyny pod wodzą nowych trenerów, kolejno: Waltera Mazzarriego i Fabio Liveraniego. Zarówno Nerazzurri jak i Grifone nie mogą zaliczyć poprzednich sezonów do zbyt udanych. Pierwsi wypadli poza strefę pucharową, drudzy zagrożeni byli spadkiem do Serie B. Obecne rozgrywki miały być inne.

Walter Mazzarri wyszedł bardzo zachowawczo, ustawiając swój zespół w systemie 3-5-1-1 z tercetem środkowym pomocników: Kuzmanović, Cambiasso, Guarin i Rickym Alvarezem za plecami - notabene byłego napastnika Genoi - Rodrigo Palacio. 3-osobowa obrona złożona zaś była ze starego znajomego Mazzarriego (pracował z nim w Sampdorii i Napoli) - Hugo Campagnaro, któremu towarzyszyli Andrea Ranocchia i Juan Jesus. W bramce - oczywiście - Samir Handanović. Tylko na ławce usiedli: utalentowany środkowy pomocnik, Mateo Kovacić oraz nowe nabytki Interu - Mauro Icardi oraz Saphir Taider.

Genoa ustawiona w systemie 4-3-2-1 - tak, by przede wszystkim bronić dostępu do własnej bramki. Między słupkami - Mattia Perin. W 4-osobowej linii defensywnej zagrali: Sime Vrsaljko (nowy nabytek!), Daniele Portanova, Thomas Manfredini i Luca Antonelli. Stery drużyny trzymał - pozyskany z Catanii - Francesco Lodi, którego ubezpieczać mieli Juraj Kucka oraz Isaac Cofie (w poprzednim sezonie pokazał się z dobrej strony w barwach Chievo). Na szpicy Alberto Gilardino wspierany przez Mario Santanę i Andreę Bertolacciego.

Oba zespoły bardzo wyraźnie nie chciały przegrać i pierwsza połowa była - co tu kryć - nudna. Genoa ustawiła się nisko, Cofie z Kucką robili to, co umieją najlepiej - przeszkadzali rywalowi w grze - a Luca Antonelli skutecznie powstrzymywał dryblerskie zapędy Rickiego Alvareza w tym sektorze boiska. Inter grał ślamazarnie, w dodatku pchając się - na rympał - właśnie prawą stroną boiska. Genoa zaś niespecjalnie potrafiła flegmatycznych mediolańczyków skontrować. Druga połowa pokazała jednak klasę trenera Mazzarriego. Sympatyczny szkoleniowiec, stylizujący się swego czasu na Zbigniewa Wodeckiego, zagrał odważniej i to mu się opłaciło. Gdybym stylizował ten post na ludową bajkę, nadałbym mu tytuł "O tym jak cwany wyga Mazzarri, żółtodzioba Liveraniego wydudkał". Krótko po przerwie opiekun Interu odblokował - zdejmując z boiska Kuzmanovicia i zastępując go Icardim - środek pola i zmienił warunki gry. Od tamtego momentu skończyły się szachy a zaczął futbol. Nerazzurri przyspieszali i coraz bardziej zostawiali genueńczyków w tyle. Mazzarri zagrał va banque - zdjął Cambiasso, wprowadził Kovacicia i kompletnie zdominował rywala. Zagranie przyniosło oczekiwany efekt - Inter wpakował gola na kwadrans przed końcem meczu, a niedługo przed ostatnim gwizdkiem poprawił drugim - tak dla pewności - zapewniając sobie pewne zwycięstwo.

Gdyby bawić się w indywidualne laurki, na gracza meczu wybrałbym Hugo Campagnaro. Tifosi Nerazzurrich chyba właśnie przestali tęsknić za Lucio - mają jego następce i to w dodatku za darmo. El Toro nie tylko stanowił mur nie do przejścia, lecz również był jednym z aktywniejszych kreatorów ofensywnych poczynań gospodarzy. Bardzo dobre wejście do zespołu miał też Mauro Icardi - dwukrotnie próbował pokonać bramkarza Genoi. Za pierwszym razem przegrał pojedynek z Perinem, za drugim młodego golkipera uratowała poprzeczka. W końcu pewnie wyglądał Andrea Ranocchia, który był również niezwykle groźny przy rzutach rożnych a w pomocy dobre zawody rozegrał Freddy Guarin.

W barwach Genoi najlepiej zaprezentowali się - wspomniani już - Kucka i Cofie. Więcej spodziewałem się po Francesco Lodim. Kompletnie zaś rozczarowali Santana i Bertolacci. Reprezentacyjną formę potwierdza za to Antonelli a i Vrsaljko okazuje się być dobrym nabytkiem.

SERIE A: HELLAS 2:1 MILAN

Sezon 2013/14 inaugurowało spotkanie w Weronie. Na Stadio Bentegodi, wracające po jedenastu sezonach rozegranych w niższych ligach, Hellas podejmowało Milan, który walczy o awans do fazy grupowej Champions League. Chyba nikt z kibiców Rossonerich nie oczekiwał łatwej przeprawy w pierwszym meczu po powrocie podopiecznych Andrei Mandorliniego do Serie A, lecz porażka w tak fatalnym stylu pozostaje zaskoczeniem.

Najgorzej zaprezentowała się druga linia, złożona z Włochów. Allegri zdecydował się pozostawić na ławce Nigela De Jonga, który w tygodniu zmagał się z problemami zdrowotnymi. Szansę od pierwszych minut dostał zatem Andrea Poli, w środku (gdzie wcześniej grał De Jong) wyszedł Riccardo Montolivo, jako lewy półskrzydłowy - Antonio Nocerino. Gdy to Milan był przy piłce (czyli przez większość spotkania), środkowa formacja grała zbyt wolno, zbyt schematycznie i zbyt ślamazarnie. Nie była w stanie zagrozić, nisko ustawionemu w obronie, Hellas. Początkowo nieźle prezentował się Poli, który kilkukrotnie próbował wchodzić w pole karne po rozegraniu piłki z Balotellim. Jedna z tych akcji zakończyła się golem w 14'. Później było już jednak gorzej i były pomocnik Sampdorii dostosował się do poziomu swoich kolegów. Ci grali jeszcze gorzej. Antonio Nocerino był kompletnie niewidoczny. Biorąc pod uwagę fakt, że jest to zawodnik, który przy próbie dryblingu stosuje zapaśnicze chwyty, może to i lepiej. Niestety rola "pomocnika-widmo" odbijała się czkawką, gdy z kontrą wychodzili podopieczni Mandorliniego. Nocerino spóźniał się z asekuracją.

Błędy w asekuracji były dla Milanu szczególnie dotkliwe, gdyż bardzo wysoko ustawiali się boczni obrońcy. Wobec mizerii w środku, piłkarze Allegriego wykorzystywali boki do atakowania. Niewiele dobrego można napisać jednak na temat ofensywnych poczynań dwójki bocznych defensorów Rossonerich.  Kevina Constanta oraz Ignazio Abate. Pierwszy, rzadziej wykorzystywany, nie był żadnym zagrożeniem - żadne z jego trzech dośrodkowań nie było celne. W tzw. "attacking third", czyli tej jednej trzeciej boiska, która położona jest najdalej od własnej bramki, miał ledwie cztery podania, z czego połowa niecelna. Constant zagrywał głównie do tyłu lub do boku. Gdy kilkukrotnie zmieniał kierunek podań i decydował się zagrać do przodu, robił to niecelnie. Jeszcze więcej pretensji mam do Abate, który jest przecież obrońcą aspirującym do gry w wyjściowym składzie reprezentacji Włoch. To właśnie Ignazio był zawodnikiem, przez którego przechodziła większość akcji ofensywnych Milanu. Do tego, że nie potrafi dośrodkowywać, niestety mnie już przyzwyczaił. Przeciwko Hellas futbolówkę wrzucał dziewięciokrotnie - ani razu celnie.

Osobny akapit warto poświęcić stałym fragmentom gry. Wątpię, by znalazła się osoba potrafiąca wytłumaczyć mi, jakim cudem Allegri pracując z drużyną czwarty sezon nie potrafi opracować żadnych schematów. Milan nie potrafi wykorzystać rzutów rożnych a jedynym schematem na rozegranie rzutu wolnego jest Mario Balotelli, który huknie ze stojącej piłki. Najgorsze jest jednak to, że Rossoneri fatalnie prezentują się również gdy idzie o bronienie. To po golu Luki Toniego, który padł po rzucie rożnym, Hellas złapało wiatr w żagle. Co w tej sytuacji robili Zapata z Mexesem? To pozostanie chyba ich słodką tajemnicą. Kolumbijczyk zawalił zresztą krycie Toniego również w drugiej połowie i ex-napastnik m.in. Bayernu dopisał sobie kolejną bramkę na konto, gdy znakomicie, na nos, futbolówkę dorzucił mu Janković. Mastini - czyli mastify - w drugiej połowie zresztą znakomicie wykorzystywali fakt, że Milan musiał się odkryć i dramatycznie źle asekurował biegających wysoko bocznych obrońców. Im dłużej trwał mecz, to bym bardziej pachniało golem dla gospodarzy. Mandorlini miał w swoich szeregach graczy idealnych do tego typu gry - świetnie dysponowanego Raphaela Martinho czy też - znanego z Fiorentiny - Romulo. Udany powrót Hellas do Serie A. Milan do poprawki.

piątek, 23 sierpnia 2013

Squadra Azzurra: Argentyna wygrywa na Olimpico

Włochy przegrywając z Argentyną dostali bolesny policzek. Prestiżowy mecz towarzyski rozegrany został na Stadio Olimpico - największym, najświetniejszym obiekcie na Półwyspie Apenińskim. I na tym obiekcie, na oczach 41 tysięcy widzów, Squadra Azzurra zaprezentowała się haniebnie słabo. Nawet, beztroscy zwykle, Włosi dostrzegają problem - kadra Prandellego ma trudności nie tylko ze spięciem się na mecze eliminacyjne, lecz przede wszystkim na gry towarzyskie. Rok temu przegrano w Genewie prestiżowy pojedynek z Anglią, zremisowano z Holandią a następnie z Brazylią (gdzie Azzurri mimo dobrej gry dali sobie wbić dwa gole i zmuszeni byli gonić). W maju co prawda wygrano 4:0 z San Marino (choć i tam styl nie zachwycił), lecz już w czerwcu skompromitowano się, remisując 2:2, z Haiti. Stefano Bizzotto, komentujący pojedynek z Albicelestes dla Rai Uno, podkreślał wagę problemu - w roku mundialowym reprezentacja pod wodzą Prandellego nie może sobie pozwolić na towarzyskie wpadki, szczególnie te prestiżowe. 

Mecz z Argentyną miał także nieco inne tło - został zorganizowany ku radości Papieża Franciszka, biskupa Rzymu z urzędu, Argentyńczyka z urodzenia, sympatyka drużyny San Lorenzo i, ogólnie rzecz biorąc, kibica piłkarskiego. Obie drużyny narodowe w przeddzień meczu spotkały głowę Kościoła Katolickiego na audiencji w Watykanie, co - jak relacjonują media - szczególnie mocno przeżył Mario Balotelli. Początkowy gwizdek poprzedziło zresztą symboliczne "zasadzenie" na środku boiska krzaczka oliwnego, będącego symbolem przyjaźni. Owe krzaczki zostały podczas audiencji podarowane Ojcu Świętemu i po zakończeniu lata zostaną zasadzone w watykańskich ogrodach. Papież był zresztą oczekiwany na trybunach rzymskiego obiektu. Ostatecznie jednak nie pojawił się, oglądając konfrontację przed telewizorem.

Zostawiając już sferę sacrum, przyznać muszę, że sposób zarządzania drużyną przez - cenionego przeze mnie - Cesare Prandellego niezwykle mnie ostatnio rozczarowuje. Jak bowiem imponował on błyskotliwością w doborze odpowiednich ludzi, elastycznością w kwestii ustawienia zespołu podczas Euro 2012, tak jestem przerażony brnięciem zarówno w (nietrafione moim zdaniem) decyzje dotyczące personaliów, jak i taktyki obecnie. Azzurri w tym meczu potwierdzili, że moduł 4-3-2-1 w znacznym stopniu ich ogranicza a największa dotąd broń, czyli pomocnicy, prezentują się mizernie. Włosi - w mojej opinii - nie mogą skupiać się jedynie na przeszkadzaniu rywalowi, to oni muszą dyktować warunki, panować na boisku. W tym systemie mają z tym wyraźne problemy. Każda z linii gra "każda sobie", kiedy w swoim prime time główną siłą Italii była szybka, nieszablonowa gra zespołowa. Przeciwko Albicelestes ograniczało się to do pchania się prawą stroną, gdzie akurat grali Maggio z Candrevą, których współpraca była największym plusem podczas Pucharu Konfederacji. Drugi z ofensywnych pomocników, Emanuele Giaccherini, nie pokazał nic godnego uwagi. Częściej niż pod polem karnym kręcił się w okolicy środka boiska, dokąd go naturalnie ciągnęło. Nie ma się zresztą co dziwić, skoro jego największy atut to waleczność i wybieganie, połączone z, owszem, niezłą techniką użytkową, lecz to za mało, by powierzać mu stery ofensywnych poczynań. Gdy bowiem odejmiemy odzyskiwanie piłek i, mówiąc brzydko, szarpanie się w środku i zaczniemy go oceniań głównie za poczynania w ofensywie, za kreowanie gry i nękanie obrony, okaże się, że jest to tylko dodatek do pracy, którą wykonuje w środku pola. Sama przystawka, bez dania głównego, wypada niestety blado.

Oczywiście na kiepską postawę Azzurrich złożyło się więcej czynników niż obecność Giaccheriniego w podstawie, bo nie tylko obecny gracz Sunderlandu zagrał słabo. Kompletnie niewidoczny był Riccardo Montolivo zredukowany do roli asekurującego poczynania Maggio i Candrevy. W katastrofalnej dyspozycji jest również Claudio Marchisio z Juventusu. Obaj dżentelmeni formą zresztą nie grzeszą już od lipcowego Pucharu Konfederacji. Po przerwie Prandelli próbował zmieniać, lecz Alberto Aquilani nie jest raczej graczem, który mógłby odmienić oblicze drużyny. Tak jest zarówno w klubie, jak i w reprezentacji. Trudno mieć większe pretensje do pomocnika Fiorentiny, trudno napisać, że zagrał jakoś bardzo źle, ale gra się nie kleiła i Aquilani niespecjalnie to zmienił. Podobnie zresztą jak Alessandro Florenzi. Najmniej pretensji można mieć do Marco Verrattiego. Pomocnik PSG zaliczył aż 107 kontaktów z piłką, 6 odbiorów i celność podań na poziomie 92%.

Azzurri największe problemy mieli z Gonzalo Higuaínem. Przyznać muszę, że po tym spotkaniu zmieniłem swoje spojrzenie na Pipitę na bardziej przychylne. Nie oglądam regularnie La Liga, więc w akcji widywałem go rzadko. Uważałem go do tej pory za napastnika raptem niezłego, patrząc przez pryzmat europejskich pucharów. Kwota 37 milionów, którą za niego zapłacona dalej jest, moim zdaniem, nieco przesadzona, ale z drugiej strony - to są tylko cyfry, które z konta na konto przelewa De Laurentiis, natomiast Higuaín to gracz z krwi i kości, którego obecność na boiskach Serie A realnie będzie można odczuć, którego grą będzie można się cieszyć. Snajper Napoli pokonał Gigi Buffona w 20', wykorzystując indywidualny błąd - występującego w tym meczu na środku obrony - Daniele De Rossiego, który źle wyprowadził piłkę spod pressingu Albicelestes, co momentalnie stworzyło sytuację 3 vs 3. Gdy piłka trafiła do Higuaína, wpakował ją do siatki. Miał też duży udział przy drugim golu, gdy wygrał pojedynek 1 vs 1 na boku boiska, podczas kontraataku, podciągnął kilkadziesiąt metrów i wyłożył ją Everowi Banedze przed polem karnym.

Najwięcej ożywienia w szeregi Włochów wniósł Alessandro Diamanti. Wielokrotnie słyszałem narzekania - że za stary, że za wolny, że błyszczeć to on może, owszem, ale w Bolonii podczas meczów z Chievo i Torino. Wszystko bzdury. Alino to gracz nadal przydatny reprezentacji, świetny w roli jokera. Przede wszystkim jego umiejętność bicia stałych fragmentów gry i znakomicie ułożona lewa noga - nie wiem, czy nie najlepsza na Półwyspie. To właśnie po jego wejściu Azzurri zaczęli stwarzać większe zagrożenie z rzutów wolnych (Diamanti uderzył w poprzeczkę) i rożnych. To on dał sygnał do ataku, to on krzyknął na kolegów, że czas wziąć się do roboty. Wreszcie to on potrafił utrzymać się przy piłce na połowie rywala, często podkładając się pod faul i prowokując rzut wolny. Drugim pozytywem był, dotychczas największa gwiazda reprezentacji U-21, Lorenzo Insigne. To on popisał się pięknym strzałem, który dał Włochom, na kwadrans przed końcem, nadzieję na remis. Filigranowy fantasista spod Wezuwiusza z pewnością dał Cesare Prandellemu znak, że musi poważnie brać jego kandydaturę pod kątem przyszłych powołań na mecze eliminacji Mistrzostw Świata. Trzecim pozytywnym bohaterem był rezerwowy bramkarz - Federico Marchetti. To jemu - i jego ekwilibrystycznej paradzie - Włosi zawdzięczają, że Gonzalo Higuaín nie upokorzył ich kompletnie.

Z pewnością Prandelli będzie mieć ból głowy przed meczami eliminacyjnymi. Tym bardziej, że zabraknie w nich zawieszonych za kartki - Pablo Osvaldo, Mario Balotellego i Riccardo Montolivo. Wypadły dwie "9" w rankingu. Czy wobec tego z okazji skorzysta Alberto Gilardino? Czy może selekcjoner zdecyduje się grać na dwóch napastników, zamiast jedną wysuniętą "9"? Swego czasu taki manewr udało się Massimiliano Allegriemu, gdy w obliczu niedostępności Ibrahimovicia, zmuszony był grać duetem Cassano - Robinho. Milan sięgnął wówczas po Scudetto. Czy Prandelli zdecyduje się zaufać np. El Shaarawiemu? Do pełni formy fizycznej wracają też Giuseppe Rossi i Antonio Cassano, któremu opiekun La Nazionale zostawił uchyloną furtkę.

Europa League: Fiorentina wywozi zwycięstwo z Letzigrund

Włoskie drużyny rozpoczęły zmagania w europucharach. We wtorek Milan rozpoczął remisem dwumecz z PSV, którego stawką jest awans do fazy grupowej Champions League. Czwartek zwyczajowo zarezerwowany jest dla Europa League. W eliminacjach tych rozgrywek grały dwa włoskie zespoły - Udinese i Fiorentina. Który oglądać? Wybór był prosty - oczywiście, że florentczyków. 

Vincenzo Montella przeciwko Grasshoppers wrócił do ustawienia 3-5-2 (w składzie: Neto; Roncaglia, Gonzalo Rodriguez, Savić; Cuadrado, Borja Valero, Ambrosini, Aquilani, Pasqual; Rossi, Gómez). Viola potwierdziła swoje aspiracje, wygrała 2:1 i ustawiła się w wygodnej pozycji przed rewanżem na Artemio Franchi. Gospodarze nie byli godnymi rywalami dla Fiorentiny, zagrażając bramce Neto właściwie jedynie uderzeniami z dystansu. Tym bardziej szkoda straconego gola, bo zaliczka mogła być wyższa. Po przerwie wróciły jednak stare "demony" ekipy Montelli i przy wyniku 2:0, oddali pole gry Grasshoppersowi. Szwajcarzy nie mieli zbyt wielu argumentów, ale gola strzelić im się udało. Szybkie rozegranie rzutu wolnego, po którym Viola nie zdążyła się dobrze ustawić zaowocowało wyciąganiem piłki z siatki. 

Jeśli Fiorentina chce powalczyć o coś na poważnie, musi utrzymywać koncentrację. Personalnie tylne formacje również nie rzucają na kolana i to tutaj należałoby szukać wzmocnień. Po odejściu Emiliano Viviano, rozpoczęto poszukiwania podstawowego bramkarza. Wobec fiaska, między słupkami stoi Neto, który na Letzigrund spisał się przyzwoicie. Z tercetu defensorów zastrzeżeń nie można mieć tylko do Gonzalo Rodrigueza, który nie dość, że niezrównany w grze powietrznej, to jeszcze kapitalnie wprowadza piłkę do gry - czego najlepszym zresztą przykładem asysta przy golu Juana Cuadrado. Facundo Roncaglia wygrał walkę o miejsce w podstawie z Tomoviciem i prezentował się całkiem nieźle. Na swoje konto zapisze jednak bramkę dla Grasshoppers, gdyż to właśnie on zgubił krycie. Savić zaś miał spore problemy z lewej strony i beznadziejnie wyprowadzał piłkę. Grający przed linią obrony Ambrosini nie był zbyt widoczny, gdy Viola operowała piłką i skupiał się głównie na asekuracji tercetu obrońców. Szczególnie, że nie raz spóźniony z powrotem był Juan Cuadrado. Nie sposób jednak czepiać się Kolumbijczyka. Strzelił pięknego gola i raz po raz stwarzał zagrożenie z prawej strony. Cuadrado dużo pewniej czuje się mając mniej zadań defensywnych, grając na boku ataku 4-3-3. Dzięki obecności Ambrosiniego, niefrasobliwość w obronie zostanie puszczona w niepamięć, na długo jednak z pewnością zapamiętają go rywale grający po tej samej stronie boiska. Z pewnością wart odnotowania jest również fakt, iż po raz pierwszy w oficjalnym meczu zagrał ze sobą duet napastników mający stanowić o sile Fiorentiny - Giuseppe Rossi i Mario Gómez. Niemiec powoli adaptuje się do stylu gry zespołu. W czwartek widać było, że jest bardzo skoncentrowany i zależy mu na trafieniu do siatki. Pepito kilkukrotnie szukał swojego partnera z napadu. W końcu to dwójkowa akcja tego tandemu przyniosła gola na 2:0. 

Ostatnią kwestią, którą chciałem poruszyć jest sytuacja Adema Ljajicia, który wciąż nie przedłużył swojego kontraktu z Fiorentiną. Przeciwko Grasshoppers Serb pojawił się w 66' gry, zmieniając Pepito Rossiego. Wciąż nieznana jest jego przyszłość. Na rozwój sytuacji czeka Milan. Ostatnio media donoszą, że - wobec ewentualnej sprzedaży Erika Lameli - do grona zainteresowanych pozyskaniem bałkańskiego fantasisty dołączyła Roma. Sytuacja wydaje się coraz bardziej napięta. Ljajić został wygwizdany przez fanów Violi podczas prezentacji drużyny a w Zurychu - gdy po meczu cała drużyna poszła pod trybunę gości podziękować za doping - Serb udał się prosto do szatni. 

czwartek, 22 sierpnia 2013

W Rzymie gorąco

W kolejce do publikacji czekał artykuł dotyczący tego, jak zmieniła się Roma. Utrzymany był w pozytywnym tonie, chwaliłem poczynania Giallorossich na rynku transferowym. Już miałem wystawiać pozytywną ocenę za lato AD 2013, lecz musiałem wyjechać na parę dni. Wracam i co widzę? Pablo Osvaldo podpisał kontrakt z Southampton a agenci Erika Lameli negocjują z, reprezentującym Tottenham, Franco Baldinim. Już wydawało się, że projekt amerykańskiej Romy zaczyna wracać na właściwe tory. Ostatnie wydarzenia nakazują zadać sobie pytanie, które fani Giallorossich artykułują głośno od pewnego czasu, czy jakiś projekt w ogóle istnieje.

Po raz pierwszy odkąd rodzina Sensich oddała Romę w amerykańskie ręce, lato dawało nadzieję na to, że w końcu powstanie tam w miarę sensowna drużyna. Nie powtórzono błędów z przeszłości - nie zatrudniono żółtodzioba, którego szansa na powodzenie była raczej myśleniem życzeniowym działaczy (Luis Enrique) czy też szalonego staruszka, o którym od razu było wiadome, że polegnie i to z kretesem (Zeman). Nie, postawiono na faceta, który zbudował siłę Lille we Francji. Wygrywał krajowe puchary i - niespodziewanie - sięgnął po tytuł. Grał w europejskich pucharach - zarówno Lidze Europy jak i Lidze Mistrzów. Klub dotychczas poruszał się po rynku bardzo dobrze. Gdy nowobogackie PSG zagięło parol na zdolnego Marquinhosa, wiadome było, że Roma nie zdoła go zatrzymać. Wyciągnięto zatem za niego jak najwięcej (31,4 miliona euro) i zainwestowano te pieniądze w zakup nowych piłkarzy. Odejście Brazylijczyka nie powinno być zresztą specjalnie odczuwane w Rzymie. W jego miejsce przyszedł bowiem jeden z czołowych środkowych obrońców ligi - Mehdi Benatia. Udinese za Algierczyka zażądało 13 milionów. Ostatecznie dostali 10 oraz połówki kart zdolnych młodzieńców - Nico Lópeza (kto pamięta jego debiut przeciwko Catanii w zeszłym sezonie?) i Valerio Verre. Za darmo z Manchesteru City sprowadzono Il Coloso - Maicona a z Dinama Zagrzeb Tina Jedvaja, młodego środkowego obrońcę, który zdążył już nawet zagrać w reprezentacji swojego kraju. W wyścigu o podpis Chorwata uprzedzono zresztą Tottenham, którego sternikiem został Franco Baldini, który na Wyspy Brytyjskie przeniósł się właśnie z Rzymu. Prawdziwe uderzenie miało jednak dopiero nadejść. I nadeszło - w osobie środkowego pomocnika PSV, Kevina Strootmana. Zainteresowani sprowadzeniem Holendra do swojego zespołu były m.in. zespoły Milanu i Manchesteru United. Ostatecznie to Giallorossi wyłożyli gotówkę na stół i wzięli Strootmana. PSV dostanie 16,5 miliona euro oraz bonusy w wysokości ok. 3,5 miliona. Roma oddała też do Fulham, zawodzącego, Maarten Stekelenburga a w jego miejsce sprowadziła doświadczonego Morgana De Sanctisa z Napoli oraz Łukasza Skorupskiego z Górnika Zabrze.

Dobre wiadomości płynęły z ośrodka, w którym Roma przygotowywała się do sezonu. Osoba nowego trenera miała bowiem wyjątkowo dobrze wpłynąć na Miralema Pjanicia. Bośniak przed dwoma laty pojawił się we Włoszech na życzenie Luis Enrique, lecz przez ten czas nie zdołał pokazać pełni swoich umiejętności. Przyznać trzeba, że potencjał w nim drzemie ogromny, czego daje wyraz pojedynczymi zagraniami raz po raz. Brakowało mu do tej pory ciągłości. Obejrzałem sparingi z Bursasporem i Arisem Saloniki i mogę potwierdzić - Pjanić faktycznie prezentował się wybornie. Daje to nadzieję, że przełoży tę dobrą dyspozycję na występy ligowe. Szczególnie, gdy do pomocy będzie miał De Rossiego, Strootmana i Florenziego.

18 sierpnia ostatecznie rozwiązała się kwestia Pablo Osvaldo. Przypominający postać Khala Drogo z "Gry o tron" napastnik przeniósł się za 15 milionów (plus bonusy) do Southampton, gdzie współpracować będzie z trenerem Pochettino, którego zna ze wspólnej pracy w Espanyolu. Niby odejście Osvaldo wisiało w powietrzu od jakiegoś czasu, lecz i tak stworzyło pewien problem. Gracz był skłócony z tifoserią rzymskiego klubu i często krytykowany przez prasę. Przyznać trzeba, że wielokrotnie zachowywał się nieodpowiedzialnie, łapał kartki, bywał leniwy. Brak zaangażowania, drogiego w zakupie i utrzymaniu, zawodnika drażnił fanów Romy tym bardziej, że zbiegł się z fatalnym sezonem w wykonaniu całej drużyny. Czarę goryczy zdała się przelać publiczna krytyka trenera po przegranym finale Coppa Italia z odwiecznym rywalem, Lazio. Osvaldo został wówczas nawet usunięty z reprezentacji. Roma na kilka dni przed zakończeniem mercato została jednak bez pierwszej strzelby. Mattia Destro w przerwach w leczeniu urazów, zawodzi. Marco Borriello próbowano wymienić na Alberto Gilardino. Ostatecznie transakcja z Genoą nie doszła do skutku a Roma została z dwoma przeciętniakami w kadrze i bez klasowej "9". Co by jednak o Osvaldo nie mówić, swoje w Serie A ustrzelił. Wyjściem awaryjnym wydaje się przesunięcie na środek ataku Tottiego i zajęcia miejsca na boku przez, sprowadzonego z Arsenalu, Gervinho, którego Rudi Garcia zna i ceni.

Okazuje się jednak, że przednia formacja może się całkiem posypać. O ile odejście Osvaldo nie jest wielkim zaskoczeniem (mimo że po cichu liczyłem na to, że się jakoś dogadają i Garcia zapewni mu "nowe otwarcie"), o tyle jak piorun z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, że blisko przejścia do Tottenhamu jest Erik Lamela. Informację tę potwierdza znany ekspert ds. calciomercato - Gianluca Di Marzio. Do spotkania między klubami doszło w Madrycie, gdzie włodarze Spurs dopinają transfer Garetha Bale'a do Realu. Nadal zostają pewne rozbieżności - Roma oczekuje 35 milionów, Tottenham daje 30; Roma oczekuje płatności w dwóch ratach, Tottenham chce kwotę rozłożyć na 5 lub 6 transz - lecz prowadzone negocjacje są rzeczywistością. Jaki jest sens pozbywać się Coco Lameli? Proszę mnie nie pytać. Giallorossi sprzedażą Osvaldo zrównoważyli budżet, nie potrzebują więc gotówki "na gwałt". Mimo że kwota dość transferu jest dość wysoka, sprowadzenie zastępcy Argentyńczyka również będzie sporo kosztować - pieniędzy (jeśli chcą kogoś o klasie Lameli AD 2013) lub czasu (jeśli sprowadzą kogoś o klasie Lameli AD 2011). Rozmontowanie najlepszego ataku we Włoszech powoli staje się faktem.

Podczas prezentacji było gorąco. Pojawiły się transparenty, w których fani identyfikują się z klubem, lecz nie z drużyną i włodarzami. Były gwizdy i śpiewy. Amerykanie po rozsądnym początku mercato, zaczynają zachowywać się jakby pochodzili z Bliskiego Wschodu. I to raczej jak arabski kupiec niż szejk, wyznając zasadę "każdy jest klientem, a wszystko jest towarem". A projekt? Jaki projekt?! Ktoś jeszcze wierzy w te brednie? Gdy przyjdzie ktoś i rzuci odpowiednią cenę, to niech nawet wilczycę z herbu weźmie cholera! 

wtorek, 20 sierpnia 2013

Kompromitacja Milanu w Eindhoven

Dwumecz z PSV to prawdopodobnie dwa najważniejsze mecze sezonu dla Milanu. Dwumecz, który zadecyduje czy Rossoneri wejdą do fazy grupowej Champions League. Zadecyduje o finansach. Milan nie jest w stanie pozwolić sobie na niezainkasowanie pieniędzy od UEFA. Umberto Gandini jasno powiedział niedawno - dla klubu takiego jak Milan (którego funkcjonowanie kosztuje) brak awansu do Champions League jest jak spadek do drugiej ligi. Po pierwszym meczu wynik rywalizacji brzmi 1:1. Podopieczni Massimiliano Allegriego w Holandii zaprezentowali się jednak kompromitująco słabo na tle niżej notowanego rywala, którego kadra składa się w dużej mierze z nastolatków.

Poniżej dwudziestu dwóch wybranków Philipa Cocu oraz Allegriego, czyli oficjalne składy wyjściowe PSV i Milanu.


PSV (4-3-3) Zoet; Brenet, Bruma, Rekik, Willems; Wijnaldum, Schaars, Maher; Park Ji-Sung, Matavz, Depay.

MILAN (4-3-3) Abbiati; Abate, Mexes, Zapata, Emanuelson; Montolivo, de Jong, Muntari; Boateng, Balotelli, El Shaarawy.

Allegri to (tylko lub aż) niezły trener. Gdy coś nie idzie, szuka, próbuje przestawiać klocki. Ma jednak jedną wadę - często włącza mu się tryb dywersanta. Podejmuje wówczas decyzje sprzeczne z jakąkolwiek logiką i nic nie jest w stanie go od tego odwieźć. Całą masę przykładów można przytoczyć, biorąc pod lupę ubiegły sezon. Emanuelson najlepszy w pre-seasonie - posadzony na ławie. Boateng w beznadziejnej dyspozycji - podstawa co mecz, przecież w końcu się odblokuje. Tragiczny Nocerino - podstawa. Bojan nie radzi sobie jako środkowy napastnik - Allegri z uporem maniaka wpuszcza go z ławki na "9". Niestety, sympatyczny szkoleniowiec przed najważniejszym meczem sezonu po raz kolejny odpalił swoje petardy. Przez kilka miesięcy podnoszono w Milanie kwestię braku jakości środkowej linii ze względu na brak dobrze wyszkolonych technicznie zawodników. Sprowadzony zostaje Andrea Poli, który - jak można było przypuszczać - bije na głowę resztę drewnianej hałastry formacji środka pola. W pre-seasonie prezentuje się nieźle, od czasu do czasu zabłyśnie efektownym dryblingiem. Cóż tam, kto by na to patrzył - w podstawie na PSV wychodzi Sulley Muntari, który - pomijając fakt, że prędzej urwie komuś nogę niż zagra trzy celne podania z rzędu - przez ostatni miesiąc głównie trenował indywidualnie ze względu na Ramadan. Wydawało się też, że Allegri sam sobie ulepił solidnego i pewnego lewego obrońcę z pomocnika, Kevina Constanta. Gwinejczyk prezentował się z reguły nieźle a w pierwszej części sezonu nawet bardzo dobrze. Logicznym by się wydawało - pod nieobecność De Sciglio - wystawić tam takiego gościa? Nie znają Państwo, widać, Allegriego. Wiadomo wszakże, że rozsądniej postawić tam na Urbiego Emanuelsona, człowieka-łatę, który na lewej obronie kiedyś grał, owszem, lecz przesunięto go do przodu ze względu na popełniane w defensywie błędy. Gramy ważny mecz na wyjeździe przeciwko zespołowi, którego mocną stroną są ataki skrzydłami i wystawiamy tam zawodnika, który zagrał kilka meczów w sparingach na tej pozycji i który nie potrafi bronić? Dla Massimiliano Allegriego to brzmi jak plan!

Milan zagrał kompromitujący mecz. Piłkarze Rossonerich byli powolni, niedokładni i mało błyskotliwi. Nie potrafili operować piłką a gol Stephana El Shaarawiego był raczej prezentem ze strony holenderskiego zespołu niż efektem przemyślanej, efektownej akcji włoskiego klubu. Zupełnie inaczej zaprezentowali się gospodarze. Grali szybko, na jeden kontakt, wymieniali pozycje i często stwarzali sobie sytuacje strzeleckie. Dość powiedzieć, że na bramkę Abbiatiego uderzali 22 razy. W strzeleckim fachu ćwiczył się głównie Adam Maher, lecz i środkowi obrońcy PSV sobie nie żałowali.


Nie wiem, czy jest sens się pastwić indywidualnie nad każdym z osobna. Najbardziej martwi mnie chyba to, że Abbiati jest już na ostatniej prostej i nie wydaje się mieć szansy nawiązać do mistrzowskiego sezonu 2010/11. Doświadczony golkiper coraz częściej popełnia błędy i ma kłopoty z najprostszymi elementami bramkarskiego rzemiosła. Niestety to na jego konto należy zapisać gola Matavza. Tragiczny dziś był też Montolivo. Kompletnie bezużyteczny. W ofensywie nic, zero. Obawiam się, że przesunięcie go bliżej bramki rywala i obarczenie większą ilością zadań ofensywnych boleśnie obnaży jego braki. Trudno mi powiedzieć, czy Riccardo ma trudny okres czy też to inna pozycja ma wpływ na drastyczne obniżenie jego formy, ale faktem jest, że katastrofalnie prezentował się już w lipcu, gdy grał z reprezentacją w Pucharze Konfederacji.


Że Milan to PSV na San Siro odprawi, jestem pewien. Ale co dalej? Ta drużyna ma jeden duży problem, którego nie potrafi rozwiązać od dawna - słabo gra w piłkę. Powraca zatem pytanie kluczowe, o posadę Massimiliano Allegriego. Berlusconi chciał zwolnić go już tego lata. Ostatecznie Galliani nakłonił go do zmiany zdania, lecz z trenerem nie przedłużono kontraktu, co - jak sugerowano - miało być następstwem jego pozostania. W kościach czuję, że latem 2014 roku może dać o sobie znać miłość Berlusconiego do van Bastena.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Squadra Azzurra: powołania na Argentynę

Gdy rok temu, w sierpniu AD 2012, Włosi mierzyli się z Anglią - rywalem mocnym i prestiżowym - selekcjoner Prandelli wykorzystał potyczkę w Genewie do przetestowania zaplecza. Właściwie trudno nawet piłkarzy pokroju Mattii Destro, Diego Fabbriniego czy Manolo Gabbiadiniego było nazywać szeroką kadrą, zapleczem. To był test przedstawicieli nowego pokolenia. Rok później, w sierpniu AD 2013, Prandelli już nie eksperymentuje. 14 sierpnia na Stadio Olimpico być może nie zobaczymy Italii w najmocniejszym zestawieniu (kontuzje), lecz z pewnością będzie to kadra mocna, zbliżona do optymalnej. Widać, że potyczkę - mimo sezonu ogórkowego - potraktowano poważnie. Można zresztą rzucić okiem na nazwiska powołanych.

PORTIERI:
Buffon (Juventus), Marchetti (Lazio), Sirigu (Paris Saint-Germain);

DIFENSORI:

Antonelli (Genoa), Astori (Cagliari), Barzagli (Juventus), Bonucci (Juventus), Chiellini (Juventus), De Silvestri (Sampdoria), Maggio (Napoli), Ranocchia (Internazionale);

CENTROCAMPISTI:

Aquilani (Fiorentina), Candreva (Lazio), Cerci (Torino), De Rossi (Roma), Diamanti (Bologna), Florenzi (Roma), Giaccherini (Sunderland), Marchisio (Juventus), Montolivo (Milan), Pirlo (Juventus FC), Verratti (Paris Saint-Germain);

ATTACCANTI:

Balotelli (Milan), El Shaarawy (Milan), Gilardino (Genoa), Insigne L. (Napoli), Osvaldo (Roma).

środa, 7 sierpnia 2013

"Chłopcy Riso" podbijają boiska

Bryan Cristante, Andrea Petagna i Kingsley Boateng - trójka wychowanków Milanu, która wzięła udział w letnich przygotowaniach do sezonu z pierwszym zespołem. Cristante z Petagną obecni byli już od pierwszego dnia pre-seasonu, Boateng dołączył do kadry seniorów podczas tournée po Stanach Zjednoczonych i Audi Cup, rozgrywanego w Monachium. Prócz postawy, na tyle dobrej by zwrócić na siebie oczy prezesów innych klubów Serie A, łączy ich jeszcze jedna rzecz - osoba Giuseppe Riso, który jako agent dba o interesy każdego z nich. Tego lata "Riso boys" - jak określają ich włoskie media - zrobili prawdziwą furorę. 

Kingsley Boateng (obejmowany przez kolegów po golu przeciwko Sao Paulo), Andrea Petagna (nr 37) i Bryan Cristante (nr 24); fot. ilsussidiario.net


Najbardziej znanym z tego tercetu jest, bez wątpienia, Bryan Cristante, o którym już na blogu wspominałem. MVP turnieju w Viareggio musi jednak zapomnieć o tytułach utalentowanego juniora. Jak sam przyznaje - teraz zaczyna się poważne granie w piłkę. Startuje od zera. Przyznać trzeba, że rywala do miejsca w składzie ma naprawdę nie byle jakiego, bo jest nim Nigel De Jong. Milannews.it od początku przygotowań donosił o zaciętej, ekscytującej rywalizacji między młodym Włochem i Holendrem. Na obecną chwilę, Cristante musi pogodzić się z rolą drugiego wyboru na pozycję środkowego pomocnika. Możliwości i potencjał ma ogromny, lecz w jego grze nie brakuje elementów, które musi wyeliminować. Grając przed linią obrony nie może tracić piłek, jak to mu się zdarzało w sparingach zbyt często, za długo ją trzymając. Jeśli nikt się nie pokazuje do grania, gram do najbliższego i wychodzę na pozycję. Nie trzymam piłki. Tego Cristante musi się jeszcze nauczyć, bo mimo ciekawych prób gry do przodu, łatwe straty w sektorze boiska, w którym gra owocują groźnymi sytuacjami dla rywali i mocno obniżają noty. Zainteresowane jest Chievo oraz Catania. Galliani nie chce nawet słyszeć o jego odejściu.

Andrea Petagna to rówieśnik - a prywatnie także przyjaciel - Bryana Cristante. Obaj urodzili się w 1995 roku. Jeśli jednak przed rozpoczęciem przygotowań ktoś wyżej stawiał akcje środkowego pomocnika, musi być zaskoczony. To, urodzony w Trieście, Petagna notuje lepsze występy. Oczywiście po części wpływa na to specyfika pozycji - strata piłki w wykonaniu napastnika powoduje mniejsze szkody niż ta ze strony cofniętego środkowego pomocnika. Andrea to napastnik niezwykle potężnie zbudowany. Dawno nie widziałem tak mocnego fizycznie młodego napastnika, który swoje warunki fizyczne łączy z dobrą techniką. Swój debiut na stadionie w Reggio di Emilia przeciwko Sassuolo okrasił od razu golem. Podczas Audi Cup, przeciwko Manchesterowi City, mógł zaliczyć efektowną asystę, gdyby lepiej piłkę przyjął sobie kolega z ataku. Ostatecznie sam trafił po podaniu Muntariego. W drugim meczu turnieju, przeciwko brazylijskiemu Sao Paulo, znakomicie utrzymał się przy piłce, lecz ostatecznie jedynie obtłukł poprzeczkę bramki rywali. Początkowo przypisano mu rolę gracza krążącego między pierwszym zespołem a Primaverą. Po udanym pre-seasonie przeskoczył jednak w hierarchii napastników Mbaye Nianga, który może zostać wypożyczony do innego zespołu, by mógł grać.

Kingsley Boateng zachwycił mnie swoją grą już dwa lata temu. Urodzony w 1994 roku napastnik został wówczas włączony do kadry pierwszego zespołu na okres letnich przygotowań do sezonu przez Massimiliano Allegriego. Kingsley był wówczas członkiem zespołu Primavery. Dość jednak powiedzieć, że miał to być jego pierwszy sezon w tej kategorii wiekowej. Latem 2011 roku przeskoczył zatem z Allievi Nazionali do pierwszego zespołu. Najbardziej szokujące było jednak to, że il piccolo Boa - jak nazywa go Galliani - z miejsca zaczął robić furorę większą od, lansowanego na wielki talent, Simoneandrei Ganza. W spotkaniu z Malmoe strzelił gola po podaniu Cassano i dobrze zaprezentował się na tle Interu w Trofeo TIM, dając się we znaki Javierowi Zanettiemu. Wydawało się, że Milan ma w swoich szeregach talent czystej wody. Sezon w Primaverze miał być formalnością. Niestety reprezentant włoskich młodzieżówek doznał poważnego urazu lewego kolana, który w praktyce przeciągnął się i spowodował, że Boateng przez prawie dwa sezony nie grał w piłkę. Wrócił dopiero niedawno - na fazę finałową Campionato Primavera. Stracił prawie dwa sezony, ale nie stracił swoich cech - dynamiki, bezczelności w grze, odwagi. Gdy Massimiliano Allegri ponownie dał mu szansę, odpowiedział golem na Allianz Arena przeciwko Sao Paulo. Najbliższe dni pokażą jego przyszłość. Początkowo miał on zagrać sezon w Primaverze pod okiem Filippo Inzaghiego. Po dobrych meczach podczas letnich przygotowań zainteresowanie jego sprowadzeniem, zdaniem włoskich portali, wyraziły jednak ekipy Catanii i Genoi. Giuseppe Riso przyznaje, że młody napastnik otrzymał kilka ofert, które zostaną przeanalizowane. To jedyny z "chłopców Riso", który może tego lata opuścić Mediolan.

wtorek, 6 sierpnia 2013

U-21: Di Biagio powołał po raz pierwszy

14 sierpnia o godzinie 18:00 zespół narodowy Włoch U-21 zagra w Senec przeciwko swoim rówieśnikom ze Słowacji. Towarzyska potyczka będzie pierwszym testem dla nowego selekcjonera Azzurrinich, Luigiego Di Biagio. Powołani przez Di Biagio zbiorą się w Coverciano w piątek 9 sierpnia do południa. Na 13:30 planowana jest konferencja prasowa, na której były opiekun kadry U-20 zostanie oficjalnie przedstawiony jako nowy selekcjoner na szczeblu U-21. Po południu, o 17:30, odbędzie się trening otwarty dla mediów i sympatyków młodzieżowej kopanej. Będzie można przyjść i popatrzeć. Na sobotę zaplanowane są dwa treningi, o 10:30 i 17:30, oraz konferencja prasowa z zawodnikami o 13:30. W niedzielę odbędzie się tylko poranny trening o 10:30, ponieważ po południu kadra uda się do Rzymu, skąd w poniedziałek poleci samolotem na Słowację. Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o personaliach. Oto pełna lista powołanych:

Portieri: Bardi (Livorno), Leali (Spezia), Pigliacelli (Delfino Pescara);

Difensori: Antei (Sassuolo), Bianchetti (Verona), Biraghi (Cittadella), Di Lorenzo (Reggina), Frascatore (Delfino Pescara), Masi (Ternana), Piccini (Livorno), Sabelli (Bari);
Centrocampisti: Baselli (Atalanta), Battocchio (Watford), Benassi (Livorno), Crisetig (Crotone), Fossati (Bari), Viviani (Delfino Pescara);
Attaccanti: Belotti (Albinoleffe), Comi (Novara), Fedato (Bari), Improta (Chievo Verona), Longo (Inter), Piscitella (Delfino Pescara), Politano (Delfino Pescara).

Na ten moment trudno mi cokolwiek wyrokować. Spotkanie rozgrywane jest w sierpniu, więc forma u włoskich piłkarzy w większości jest mocno wakacyjna. Jest kilka ciekawych nazwisk, które znam. Jest kilku chłopców, których Di Biagio pociągnął za sobą z kadry U-20. Królują piłkarze występujący w Serie B. Jeśli chodzi o obsadę bramki, nie ma Colombiego i zmiennikiem fenomenalnego Bardiego - który będzie miał szansę wywalczyć sobie pierwszy plac w pierwszoligowym Livorno - powinien być uzdolniony Nicola Leali. W obronie przede wszystkim, wychowanek Juventusu, Alberto Masi oraz - ocierający się już o U-21, lecz nie odgrywający w niej większej roli - Antei oraz Sabelli. Pewniakiem wydaje się być srebrny medalista z Izraela, Matteo Bianchetti z Hellas. Tamtą kadrę pamiętają też Biraghi (zastąpiony w turnieju finałowym Vasco Reginim na lewej stronie defensywy) oraz Paolo Frascatore, który grał w eliminacjach, jednak na sam turniej nie pojechał. W pomocy dwa interesujące nazwiska. Pierwsze - Marco Benassi, urodzony w 1994 roku wychowanek Interu i członek Primavery, która pod wodzą Stramaccioniego tryumfowała w Next-Gen Series. Sezon 2013/14 spędzi w Livorno, gdzie został wypożyczony. Drugim wartym uwagi jest Marco Fossati, gracz od Benassiego starszy o dwa lata. Jako junior krążył między Milanem oraz Interem. Po udanym sezonie 2012/13 w barwach Ascoli (które jednak na drugim froncie nie zdołało się utrzymać), spekulowano nawet o umieszczeniu go w którymś z zespołów Serie A. Ostatecznie trafił do Bari. W ataku, znany już Państwu, Samuele Longo. Nim się nie ma co zajmować, wszystko jest jasne. Ciekawsza jest obecność pierwszej strzelby Regginy Calcio z ostatniego sezonu, Gianmario Comiego, który nadchodzący sezon rozegra w barwach Novary. 

Ciekaw jestem pierwszych meczów, tego jak to wszystko poukłada Di Biagio. W oczy kłuje, niestety, brak jakichkolwiek zawodników z potencjałem na grę w dużym klubie. No, może nie dotyczy to bramkarzy. Z górki Di Biagio miał nie będzie, materiał ludzki jest jaki jest. 

niedziela, 4 sierpnia 2013

Adem Ljajić: #22 fioletowa czy czerwono-czarna?

Dość niespodziewanie powrócił temat transferu Adema Ljajicia do Milanu, o czym przedwczoraj poinformowały włoskie media. Sytuacja Serba nie jest jasna - obecny kontrakt wiąże go z Fiorentiną jeszcze przez jeden sezon i toskański klub, chcąc uniknąć powtórki z casusu Riccardo Montolivo, musi interweniować. Prolongować lub sprzedać, zachwycającego w rundzie wiosennej, fantasistę. Sam zawodnik, mając mocną kartę przetargową w postaci bardzo udanego półrocza, oczekuje dwukrotnej podwyżki.

Milan ostrzył sobie zęby na serbskiego napastnika na początku lipca. Wówczas wydawało się, że policzone są dni Robinho. Przyjście Ljajicia miało być powiązane z odejściem Brazylijczyka i fiasko rozmów z Santosem zdawał się przekreślić szansę na deal. Binho z brazylijskim klubem się nie dogadał a Galliani przedłużył z nim umowę o kolejne dwa lata. Włoskie media zapowiadały istną idyllę. Robinho miał ciężko pracować i wracać do formy z pierwszego sezonu w barwach Rossonerich. Strzelił gola na treningu, strzelił gola Valencii. A że zmarnował po drodze dwa karne - kto by się tam przejmował. Ironizuję nie bez przyczyny. Nie trzeba być wielkim specem, żeby stwierdzić jasno, że opieranie ataku o Robinho, dołującego z każdym sezonem coraz bardziej, jest pomysłem z góry skazanym na porażkę. Poza tym Brazylijczyk dalej zarabiał dużo, bo jego apanaże zostały zmniejszone z 4 milionów euro do 3. Jeśli ktoś oglądał mecze Milanu, musiał widzieć, że Robinho w Milanie jest zwyczajnie zbędny. Tym bardziej dziwi prolongowanie z nim umowy, gdy pojawiła się opcja wymienienia go na perspektywicznego zawodnika w wysokiej formie, pasującego do nowej filozofii klubu, sprawdzonego już w Serie A i, dzięki szczególnej sytuacji kontraktowej, w finansowym zasięgu Rossonerich. Przecież gdyby umowa obowiązująca jeszcze tylko rok, Fiorentina pewnie mogłaby wyceniać Ljajicia nie na 10, ale na 20 milionów euro a od ewentualnego kupca żądać kwoty 30-35 milionów. Galliani jednak, wbrew logice, potwierdził Robinho. Ten jednak doznał urazu we, wspomnianym już, starciu z Valencią i pojawiła się potrzeba znalezienia zastępcy. Milan bowiem w sierpniu zagra najważniejszy dwumecz sezonu. Dwumecz ostatniej rundy eliminacji do Champions League. Dwumecz o finansowe być lub nie być w elicie. "Brak kwalifikacji byłby dla naszych finansów, jak spadek do Serie B" - w ten sposób sprawę stawiał dyrektor organizacyjny, Umberto Gandini.

Karuzela ruszyła w godzinach przedpołudniowych. Adriano Galliani, wylatujący z Milanem do Stanów Zjednoczonych na tournée, miał dzwonić do dyrektora sportowego Fiorentiny, Daniele Pradè z oficjalną ofertą. Po godzinie 11 strona toskańska potwierdziła tę informację: Galliani dzwonił i złożył oficjalną ofertę. Kwota: 8 milionów euro + bonusy. Fiorentina za, mającego kontrakt ważny jeszcze przez rok, Serba oczekuje kwoty w wysokości 12 milionów. Milan zgłosił się dziś po Ljajicia nieprzypadkowo. Bowiem to właśnie na dziś planowane było kolejne spotkanie włodarzy klubu z zawodnikiem, mające wyjaśnić jego przyszłość. Do tej pory media donosiły o braku porozumienia ws. wysokości klauzuli odstępnego, która miałaby się znaleźć w kontrakcie napastnika. Po każdym kolejnym spotkaniu klub ogłaszał, że zawodnik wyraża chęć pozostania, po czym media donosiły o smutnym i zasępionym Serbie na treningach. I tak w koło Macieju. Wczoraj piłkarz spotkał się z samym prezesem, Andreą Della Valle. Nie wniosło to jednak nic nowego. Prezes Della Valle swoje ("Rozmawiałem z nim (Ljajiciem - przyp. TK). Był pogodny i wyraził swoją chęć pozostania w klubie") a media swoje ("Nerwowy, więc i niezbyt pogodny - tak Ljajić wygląda w ostatnich dniach na zgrupowaniu"). Prezes potwierdził ofertę i poinformował o jej odrzuceniu, uznając ją za zbyt niską. Włoskie media informują jednak, że Milan i Fiorentina powinny znaleźć porozumienie gdzieś w połowie drogi, przy kwocie ok. 10 milionów euro. Dodatkowym smaczkiem, który wychwycili dziennikarze z Półwyspu Apenińskiego jest fakt, że Giuseppe Rossi zaprezentował swoją nową oficjalną stronę internetową, której adres to...  www.gr22.it. Numer #22 towarzyszył Pepito w Villarreal i drużynie narodowej. We Florencji nosi go jednak - a jakże - Adem Ljajić. Jakby tego było mało numer ten w Milanie pozostaje wolny. Przypadek?