Poniedziałkowe spotkanie nie tylko zamykało pierwszą kolejkę nowego sezonu Serie A. Było też setnym, jubileuszowym meczem Vincenzo Montelli w roli trenera. Pięknie się złożyło, że okazję tę świętował podejmując we Florencji zespół, który prowadził wcześniej, który otworzył mu drogę do futbolu przez duże "F" - Catanię. Sycylijczycy musieli zaś radzić sobie bez dotychczasowych filarów - rozgrywającego, Francesco Lodiego (przeniósł się do Genoi) oraz Papu Gómeza (słoneczną Katanię zamienił na ukraiński Charków). Jedni odchodzą, lecz ich miejsce zajmują inni. Kibice Rossoazzurrich największe nadzieje pokładają w dwójce piłkarzy występujących na lewej flance - obrońcy Fabio Monzónie oraz skrzydłowym Sebastiánie Leto.
Piłkarska Florencja żyje ostatnio sprawą Adema Ljajicia. Chcącego odejść Serba mają dość nie tylko tifosi Violi, którzy wygwizdali go podczas prezentacji drużyny, trener Montella - który oficjalnie powiedział: "mi sono stufato di Ljajić" ("mam dość Ljajicia" - przyp. TK), lecz również koledzy z drużyny, z którymi pokłócił się krnąbrny napastnik. Fiorentina zdaje się być pogodzona ze stratą gracza i wytypowała już nawet następcę - reprezentanta chorwackiego młodzieżówki (grał tego lata na Mistrzostwach Świata U-20), Ante Rebicia.
Montella ponownie ustawia swój zespół w systemie 3-5-2. W bramce znów Neto. L'Aereoplanino dokonał jednak roszad w defensywie. Na środku, rzecz jasna, Gonzalo Rodriguez. Na ławce usiadł Roncaglia, lecz w jego miejsce opiekun Violi nie desygnował do gry Tomovicia (jak spekulowano), lecz przestawił Savicia na pozycję pół-prawego obrońcy a po lewej ręce Rodrigueza zagrał Marvin Compper. W pomocy jedna zmiana - do składu wrócił David Pizarro, który zajął miejsce Ambrosiniego. Razem z Chilijczykiem w środku zagrali Borja Valero i Alberto Aquilani. Na skrzydłach - Cuadrado i Pasqual a w ataku tandem Gómez - Rossi.
Po stracie Lodiego Rolando Maran zdecydował się porzucić system 4-3-3 na rzecz 4-2-3-1, oddając stery drużyny w ręce Pablo Barrientosa, grającego za plecami Gonzalo Bergessio. Ofensywny kwartet uzupełniali Sebastián Leto (z prawej strony) i Lucas Castro (z lewej). Duet środkowych pomocników stanowili - pozyskany z Romy - Panagiotis Tachtsidis oraz - kapitan Catanii - Mariano Izco. Czwórka obrońców to - od prawej - Pablo Álvarez, Giuseppe Bellusci, Nicolás Spolli oraz, wspomniany już, Fabio Monzón. W bramce reprezentant Argentyny - Mariano Andújar.
Mecz na Artemio Franchi był bardzo dobrym widowiskiem, co można było zresztą łatwo przewidzieć. Zarówno Montella, jak i Maran lubią futbol na "tak", grę po ziemi i wysoki pressing. Obaj zresztą mają do tego znakomitych piłkarzy - świetnych rozgrywających i oszałamiających dryblerów. Szczególnie widowiskowa była pierwsza połowa, w której padły wszystkie gole. Druga odsłona gry toczona była w nieco niższym tempie, choć i tak oglądało się ją przyjemnie. Catanii czkawką odbiła się krótka ławka, bo pod koniec wyraźnie zeszło z niej powietrze, brakowało kogoś, kto mógłby jeszcze przyspieszyć. Viola kogoś takiego w swojej talii miała - mowa oczywiście o Matíasie Fernándezie, graczu nieszablonowym, kreatywnym, widowiskowym dryblerze, który jeszcze w końcówce tchnął nieco życia w ten mecz. Decydujący - po raz kolejny - okazał się Juan Cuadrado, którego rajdy prawą stroną przyniosły dwa gole dla Fiorentiny. Za pierwszym razem ograł Nicolása Spolliego i wycofał piłkę do Pepito Rossiego, który pokonał Andújara i otworzył wynik. Błąd w tej sytuacji popełnił Pablo Álvarez, który nie przejął krycia napastnika Fiorentiny. Drugi gol to niemalże kopia pierwszego. Cuadrado tym razem objechał lewego obrońcę, Fabio Monzóna, zacentrował. Wówczas jeszcze Tachtsidis zdążył ściągnąć futbolówkę z nogi zawodnika Violi, lecz wybił ją za krótko i ta trafiła pod nogi Davida Pizarro. Na zamach ograł Bergessio, później właśnie Tachtsidisa i huknął w okienko. Chilijczyk zrehabilitował się za błąd przy golu dla Catanii.
Goście przegrali, lecz z pewnością nie mają się czego wstydzić. Zagrali dobry mecz, będąc równorzędnym rywalem dla Fiorentiny. Maran wykonuje kawał dobrej pracy ze swoim zespołem i kto wie, gdzie trafi w przyszłości. Prezes Antonio Pulvirenti to absolutna czołówka wśród piłkarskich działaczy we Włoszech i doskonale dobiera podwładnych. To właśnie w jego klubie eksplodowały trenerskie talenty takich ludzi jak właśnie Vincenzo Montella czy też Diego Simeone. Dobra organizacja gry, ofensywny sznyt, dużo ruchu z przodu, wymienność pozycji i świetnie opracowane stałe fragmenty gry, po których Etnei stwarzają sobie dużo sytuacji strzeleckich - tymi słowami można opisać grę Catanii pod batutą Marana - człowieka, który nie ma żadnych kompleksów wobec nikogo. Dość powiedzieć, że w przeszłości nieomal wprowadził prowincjonalne Varese do Serie A. Świetnie spisał się duet środkowych obrońców Spolli - Bellusci. Twardzi i nieustępliwi w grze, kompletnie stłamsili największą gwiazdę Violi - Mario Gómeza. Niemiec miał bić kolejne rekordy strzeleckie, tymczasem do Florencji przyjechała malutka Catania i jej tandem ze środka obrony dosłownie wytarł gwiazdorem podłogę. Z prawdziwą przyjemnością oglądało się też poczynania skrzydłowego Leto. Świetny w pojedynkach 1 vs 1, dobrze pasuje do gry Catanii. To właśnie po jego akcji, w której ograł Savicia i dośrodkował w pole karne - duży błąd Pizarro, któy powinien interweniować - padł gol. Bardzo możliwe, że absencja Papu Gomeza będzie niezauważalna dzięki Argentyńczykowi oraz większej odpowiedzialności za grę złożonej na barki Pablo Barrientosa - największej obecnie gwiazdy Rossoazzurrich. Barrientos był wszędzie, cały czas pod grą, cały czas pokazujący się do gry. Wreszcie to on strzelił gola na 1-1. Sporym rozczarowaniem okazał się Fabio Monzón, z którego wiatrak przez pierwszą połowę robił Cuadrado. Na drugą już nie wyszedł, a jego miejsce na lewej obronie zajął Pablo Álvarez, który z Kolumbijczykiem radził sobie o wiele lepiej. Więcej spodziewałem się też po Gonzalo Bergessio. Mało widoczny, miał stuprocentową okazję po widowiskowym rajdzie Bellusciego, lecz strzelił prosto w Neto.
W barwach Violi po raz kolejny świetnie pokazał się Giuseppe Rossi. Strzelił gola, mógł mieć również na koncie asystę, gdyby w stuprocentowej sytuacji w słupek nie trafił Gómez. Dwójka napastników miała trudną przeprawę z obrońcami Catanii, lecz to Pepito wyszedł z tego starcia z twarzą. Świetny powrót do składu zaliczył, wspomniany już, David Pizarro. Pek to prawdziwy lider. W poniedziałek nie miał łatwo, Catania często blokowała korytarze i zmuszony był zagrywać długie piłki. Poniżej możliwości za to Borja Valero, którego stać na więcej a cieniem na jego występie kładzie się również fakt, iż to on był graczem, który odpuścił Barrientosa i dał mu wbiec w pole karne i strzelić gola. Niespecjalnie przekonują mnie też Savić z Compperem. Fiorentina - jeśli chce bić się z najlepszymi - musi wzmocnić obronę. Jeden Gonzalo Rodriguez to za mało.
Montella ponownie ustawia swój zespół w systemie 3-5-2. W bramce znów Neto. L'Aereoplanino dokonał jednak roszad w defensywie. Na środku, rzecz jasna, Gonzalo Rodriguez. Na ławce usiadł Roncaglia, lecz w jego miejsce opiekun Violi nie desygnował do gry Tomovicia (jak spekulowano), lecz przestawił Savicia na pozycję pół-prawego obrońcy a po lewej ręce Rodrigueza zagrał Marvin Compper. W pomocy jedna zmiana - do składu wrócił David Pizarro, który zajął miejsce Ambrosiniego. Razem z Chilijczykiem w środku zagrali Borja Valero i Alberto Aquilani. Na skrzydłach - Cuadrado i Pasqual a w ataku tandem Gómez - Rossi.
Po stracie Lodiego Rolando Maran zdecydował się porzucić system 4-3-3 na rzecz 4-2-3-1, oddając stery drużyny w ręce Pablo Barrientosa, grającego za plecami Gonzalo Bergessio. Ofensywny kwartet uzupełniali Sebastián Leto (z prawej strony) i Lucas Castro (z lewej). Duet środkowych pomocników stanowili - pozyskany z Romy - Panagiotis Tachtsidis oraz - kapitan Catanii - Mariano Izco. Czwórka obrońców to - od prawej - Pablo Álvarez, Giuseppe Bellusci, Nicolás Spolli oraz, wspomniany już, Fabio Monzón. W bramce reprezentant Argentyny - Mariano Andújar.
Mecz na Artemio Franchi był bardzo dobrym widowiskiem, co można było zresztą łatwo przewidzieć. Zarówno Montella, jak i Maran lubią futbol na "tak", grę po ziemi i wysoki pressing. Obaj zresztą mają do tego znakomitych piłkarzy - świetnych rozgrywających i oszałamiających dryblerów. Szczególnie widowiskowa była pierwsza połowa, w której padły wszystkie gole. Druga odsłona gry toczona była w nieco niższym tempie, choć i tak oglądało się ją przyjemnie. Catanii czkawką odbiła się krótka ławka, bo pod koniec wyraźnie zeszło z niej powietrze, brakowało kogoś, kto mógłby jeszcze przyspieszyć. Viola kogoś takiego w swojej talii miała - mowa oczywiście o Matíasie Fernándezie, graczu nieszablonowym, kreatywnym, widowiskowym dryblerze, który jeszcze w końcówce tchnął nieco życia w ten mecz. Decydujący - po raz kolejny - okazał się Juan Cuadrado, którego rajdy prawą stroną przyniosły dwa gole dla Fiorentiny. Za pierwszym razem ograł Nicolása Spolliego i wycofał piłkę do Pepito Rossiego, który pokonał Andújara i otworzył wynik. Błąd w tej sytuacji popełnił Pablo Álvarez, który nie przejął krycia napastnika Fiorentiny. Drugi gol to niemalże kopia pierwszego. Cuadrado tym razem objechał lewego obrońcę, Fabio Monzóna, zacentrował. Wówczas jeszcze Tachtsidis zdążył ściągnąć futbolówkę z nogi zawodnika Violi, lecz wybił ją za krótko i ta trafiła pod nogi Davida Pizarro. Na zamach ograł Bergessio, później właśnie Tachtsidisa i huknął w okienko. Chilijczyk zrehabilitował się za błąd przy golu dla Catanii.
Goście przegrali, lecz z pewnością nie mają się czego wstydzić. Zagrali dobry mecz, będąc równorzędnym rywalem dla Fiorentiny. Maran wykonuje kawał dobrej pracy ze swoim zespołem i kto wie, gdzie trafi w przyszłości. Prezes Antonio Pulvirenti to absolutna czołówka wśród piłkarskich działaczy we Włoszech i doskonale dobiera podwładnych. To właśnie w jego klubie eksplodowały trenerskie talenty takich ludzi jak właśnie Vincenzo Montella czy też Diego Simeone. Dobra organizacja gry, ofensywny sznyt, dużo ruchu z przodu, wymienność pozycji i świetnie opracowane stałe fragmenty gry, po których Etnei stwarzają sobie dużo sytuacji strzeleckich - tymi słowami można opisać grę Catanii pod batutą Marana - człowieka, który nie ma żadnych kompleksów wobec nikogo. Dość powiedzieć, że w przeszłości nieomal wprowadził prowincjonalne Varese do Serie A. Świetnie spisał się duet środkowych obrońców Spolli - Bellusci. Twardzi i nieustępliwi w grze, kompletnie stłamsili największą gwiazdę Violi - Mario Gómeza. Niemiec miał bić kolejne rekordy strzeleckie, tymczasem do Florencji przyjechała malutka Catania i jej tandem ze środka obrony dosłownie wytarł gwiazdorem podłogę. Z prawdziwą przyjemnością oglądało się też poczynania skrzydłowego Leto. Świetny w pojedynkach 1 vs 1, dobrze pasuje do gry Catanii. To właśnie po jego akcji, w której ograł Savicia i dośrodkował w pole karne - duży błąd Pizarro, któy powinien interweniować - padł gol. Bardzo możliwe, że absencja Papu Gomeza będzie niezauważalna dzięki Argentyńczykowi oraz większej odpowiedzialności za grę złożonej na barki Pablo Barrientosa - największej obecnie gwiazdy Rossoazzurrich. Barrientos był wszędzie, cały czas pod grą, cały czas pokazujący się do gry. Wreszcie to on strzelił gola na 1-1. Sporym rozczarowaniem okazał się Fabio Monzón, z którego wiatrak przez pierwszą połowę robił Cuadrado. Na drugą już nie wyszedł, a jego miejsce na lewej obronie zajął Pablo Álvarez, który z Kolumbijczykiem radził sobie o wiele lepiej. Więcej spodziewałem się też po Gonzalo Bergessio. Mało widoczny, miał stuprocentową okazję po widowiskowym rajdzie Bellusciego, lecz strzelił prosto w Neto.
W barwach Violi po raz kolejny świetnie pokazał się Giuseppe Rossi. Strzelił gola, mógł mieć również na koncie asystę, gdyby w stuprocentowej sytuacji w słupek nie trafił Gómez. Dwójka napastników miała trudną przeprawę z obrońcami Catanii, lecz to Pepito wyszedł z tego starcia z twarzą. Świetny powrót do składu zaliczył, wspomniany już, David Pizarro. Pek to prawdziwy lider. W poniedziałek nie miał łatwo, Catania często blokowała korytarze i zmuszony był zagrywać długie piłki. Poniżej możliwości za to Borja Valero, którego stać na więcej a cieniem na jego występie kładzie się również fakt, iż to on był graczem, który odpuścił Barrientosa i dał mu wbiec w pole karne i strzelić gola. Niespecjalnie przekonują mnie też Savić z Compperem. Fiorentina - jeśli chce bić się z najlepszymi - musi wzmocnić obronę. Jeden Gonzalo Rodriguez to za mało.