poniedziałek, 24 czerwca 2013

Odbudowa Samp

Sezon 2012/13 Sampdoria skończyła na bezpiecznym 14. miejscu zdobywając 42 punkty, co nad ostatnim spadkowiczem z Palermo daje przewagę aż dziesięciu oczek. Cel został osiągnięty, lecz jaka przyszłość maluje się przed Samp? Uważam, że widoki nastrajają pozytywnie wszystkich, którzy trzymają za nią kciuki. Genueńczycy odbudowują powoli swoją pozycję po rocznym pobycie w Serie B. Jeszcze niedawno wydawało się, że na stałe dobiją do czołówki włoskiego futbolu. W sezonie 2009/10 zapewnili sobie prawo do gry w eliminacjach Champions League. W ataku brylował duet Cassano - Pazzini, na ławce zasiadał Luigi Delneri a poczynaniami na rynku transferowym kierował Giuseppe Marotta. Kolejny sezon był dla Samp dramatem. Wszystko, co udało się zbudować, zostało zniszczone. Latem 2010 roku do Juventusu przenieśli się Delneri oraz Marotta. Do Interu powędrował Pazzini. Zimą Milan zabrał, skłóconego ze wszystkimi, Antonio Cassano. W międzyczasie Sampdoria przegrała walkę o udział w Champions League z Werderem Brema, by ostatecznie sezon 2010/11 zakończyć spadkiem do Serie B - pierwszy po ośmiu kolejnych w najwyższej klasie rozgrywkowej. 


La Samp w sezonie 2012/13 (fot. fifa.com)


Banicja trwała, co prawda, ledwie rok, lecz nie był to najspokojniejszy okres w dziejach klubu. Początkowo powierzono drużynę Gianluce Atzoriemu. Szkoleniowiec ten dotrwał na swoim stanowisku jedynie do listopada 2011 roku, gdy zdecydowano się zastąpić go Giuseppe Iachinim. Serie B okazała się rozgrywkami diametralnie różnymi od Serie A i Doria nierzadko miała kłopoty, by się dostosować do nieco innej gry. Ostatecznie sezon zakończyła na 6. miejscu i wygrywając fazę play-off wróciła do najwyższej klasy rozgrywkowej. 

W pierwszej lidze drużynę Samp prowadzić miał Ciro Ferrara - młody szkoleniowiec, który po tym, jak nie poradził sobie w Juventusie, został wzięty pod skrzydła przez rodzimą federację (przez Arrigo Sacchiego, konkretniej mówiąc), która powierzyła mu prowadzenie kadry U-21. Tam Ferrara, mówiąc potocznie, "odpalił" i zwrócił na siebie uwagę dyrektorów Sampdorii. Gdy jednak, po dość obiecującym początku, zespół zaczął niebezpiecznie dryfować w niższe rejony tabeli, zdecydowano się podziękować sympatycznemu ex-defensorowi Juve. Zimą doszło do małej rewolucji, bowiem nie tylko zastąpiono Ferrarę Delio Rossim, lecz również podziękowano za współpracę dotychczasowemu dyrektorowi sportowemu Pasquale Sensibile a na jego miejsce wzięto Carlo Ostiego. Przyznać muszę, że ów dżentelmen sprowadził na siebie moje zainteresowanie. Piłkarzem był przeciętnym, tułając się po Serie B, nie uniknął spadku do Serie C1. W swej karierze otarł się jednak o gwiazdy pierwszej wielkości takie jak choćby bracia Baresi, Mauro Tasotti, Alessandro Altobelli, Carlo Ancelotti czy Giovanni Galli, grając z nimi w reprezentacji U-21 i będąc członkiem złotej drużyny tejże kategorii wiekowej w roku 1980. Terminował również w Juventusie, gdy ten zdobywał Scudetto w sezonach 1980/81 oraz 1981/82.


Fundamentalnym krokiem do odbudowy było rozwiązanie sprawy Angelo Palombo. Niegdyś kluczowa postać Samp, zawodnik ocierający się o reprezentację Włoch, po spadku do Serie B grzecznie podziękował za wszystkie oferty od możnych włoskiego futbolu, deklarując chęć pozostania w swoim klubie aż do końca kariery. Mimo tego Palombo znalazł się na marginesie. Zimą wypożyczony, razem z Andreą Polim, do Interu z prawem do wykupienia karty zawodniczej przez Nerazzurrich, nie zdołał jednak przekonać do siebie władz mediolańskiego giganta. Latem 2012 roku wrócił więc do Genui i dalej odrzucał kolejne oferty - tym razem od Bologni, Torino, Udinese i Rubina Kazań. Władze Samp zmuszone były przywrócić go do grupy, skoro miał ważny kontrakt. Umowę zresztą rozciągnięto w czasie (4,5 miliona euro, jakie miał zarabiać Palombo w rok, zostały rozciągnięte na całą długość trwania kontraktu, który przedłużono do lata 2017), by zachować równowagę w bilansie. Wizja Ferrary nie przewidywała Palombo jako integralną część zespołu, niemniej jednak jego czas, jak już Państwu wspominałem, szybko dobiegł końca. Gdy zespół objął Delio Rossi, Palombo wrócił do łask. Były szkoleniowiec Lazio miał autorski pomysł na wykorzystanie umiejętności nieco zapomnianego gwiazdora i zaczął wystawiać go na środku obrony w systemie 3-5-2. Okazało się to strzałem w "10". Palombo, pełniąc rolę podobną do Leonardo Bonucciego w Juventusie Antonio Conte, mógł w pełni wykorzystać swoje atuty - nieustępliwość w grze i dyscyplinę taktyczną oraz celne długie podanie. Szybko powrócił do pełnienia kluczowej roli dla Samp. 

Dziś wiemy, że szeregów Blucerchiatich nie opuści inny podstawowy gracz, hiszpański pomocnik, Pedro Obiang - rocznik 1992. Mający korzenie w Gwinei Równikowej gracz przyszedł do Sampdorii w 2008 roku i przez dwa lata był podstawowym zawodnikiem młodzieżowych drużyn Dorii - najpierw w drużynie Allievi Nazionali, później w Primaverze. Miejsce w pierwszym zespole znalazł, gdy klub grał w Serie B. Rozegrał wówczas w jego barwach 29 spotkań ligowych, do których dorzucił 4 występy w fazie play-off. Po powrocie Sampdorii do Serie A, Obiang był gotowy na skok jakościowy. Rozegrał 34 spotkania w najwyższej klasie rozgrywkowej i stał się fundamentem nowej Dorii. Skorośmy przy zatrzymywaniu kluczowych graczy - dziś już wiemy, że Osti wykonał kolejny krok ku utrzymaniu obecnego poziomu kadry. Blisko pozostania w Samp jest prawy wahadłowy, niegdyś znakomicie się zapowiadający, Lorenzo De Silvestri. Włoch wypożyczony jest z Fiorentiny. Kluby są jednak bliskie znalezienia porozumienia w sprawie pozostania Lorenzo w Genui na zasadzie transferu definitywnego. Cała sprawa nie powinna się zbytnio skomplikować. Viola nie ma bowiem zamiaru sprowadzać do siebie De Silvestriego.


Kolejnymi kwestia do rozwiązania przez genueński klub pozostają przypadki Andrei Poliego oraz Simone Zazy. Obaj mają kontrakty ważne jeszcze przez rok, co obniża cenę. Obaj na brak propozycji narzekać nie mogą. Poli znalazł się na celowniku Milanu. Strony zbliżają się do porozumienia, które codziennie wydaje się niemal zawarte. Oficjalnych wiadomości jednak brak. Milan musi najpierw uporządkować sprawy wewnątrz klubu. Dbając o bilans, musi najpierw kogoś sprzedać. Kwota transferu oscyluje, według włoskich mediów, koło 6 milionów euro. Co i rusz pojawiają się jednak nowe doniesienia w sprawie spłaty części kwoty poprzez dorzucenie karty zawodniczej (jej połówki lub wypożyczenia) jednego z zawodników Rossonerich. Początkowo mówiło się o zainteresowaniu Bartoszem Salamonem ze strony Samp. Możliwe było też umieszczenie w Genui któregoś z młodych wychowanków mediolańskiego giganta - Marco Ezio Fossatiego lub Simone Calvano. Ostatnio jednak media donoszą o zainteresowaniu Ostiego Mbaye Niangiem - francuskim napastnikiem urodzonym w 1994 roku. Gdyby negocjacje upadły, Carlo Osti ma jednak plan B, którym jest nowa umowa dla Poliego. Ponoć coraz bardziej optymistycznie wygląda sprawa pozostania w Genui Simone Zazy. Strzelec 18 goli w Serie B w barwach Ascoli, do którego był wypożyczony, zwrócił na siebie uwagę największych klubów we Włoszech z Juventusem, Milanem oraz Napoli na czele. Jeszcze niedawno o odejściu napastnika pisało się w tonie faktu niemalże już dokonanego. Dziś ta pewność słabnie. Zaza co prawda nie przedłużył jeszcze umowy, lecz wydaje się, że obecnie jest to bardziej prawdopodobne niż jeszcze kilka tygodni temu. 

Carlo Osti nie próżnuje i przede wszystkim, co mnie się u niego podoba, nie kręci się w kółko wokół tych samych zgranych nazwisk, które przewijają się przez średniaki Serie A. Bo też Sampdoria nie ma być średniakiem, lecz odzyskiwać dawny blask. Osti konstruuje młodą kadrę, pełną jakości i graczy, którzy mogą się jeszcze rozwinąć. Równolegle z przypadkiem Simone Zazy, toczyła się sprawa Vasco Reginiego. Środkowy obrońca Empoli, rocznik 1990, który z przeciętnego lewego obrońcy przeistoczył się w rozchwytywanego stopera. Tego lata z kadrą U-21 został wicemistrzem Europy. Również o Reginim mówiło się w kontekście transferu do Juventusu lub Milanu. Osti zadziałał szybko rozwiązując współwłasność na korzyść Samp. Podobnie było zresztą w przypadku innego wyróżniającego się zawodnika Serie B, pomocnika Crotone, Mirko Eramo (ur. 1989 r.). O negocjacjach ws. Eramo dyrektor sportowy Crotone powiedział tak: "Zarówno Osti jak i Sagramola (l'amministratore delegato, czyli przedstawiciel zarządu; ichniejszy Adriano Galliani - przyp. TK) byli wspaniali. Porozumienie zostało znalezione w kwadrans. Spotkaliśmy się po raz pierwszy, a później w Ata Hotel szybko dobiliśmy targu. To naprawdę niesamowite osoby". Pan Urbino zresztą dalej mówi o Eramo w sposób następujący: "Eramo rozegrał dwa niezwykłe sezony. Według mnie może sobie poradzić w Serie A. Jest nie tylko chłopcem, który poważnie podchodzi do swoich obowiązków, ale ma też inny atut: jest pomocnikiem, który strzela dużo goli, ponieważ potrafi znakomicie podłączyć się w ofensywie". Trzecim wartym uwagi, szczególnie z perspektywy Polski, zakupem jest Paweł Wszołek. Reprezentant Polski przekonał do siebie Carlo Ostiego nie tylko występami w T-Mobile Ekstraklasie, ale także występami w narodowej kadrze. "To utalentowany boczny pomocnik. Prawonożny, grający na lewej stronie i atakujący z głębi. Idealny do filozofii Delio Rossiego" - charakteryzuje go dyrektor sportowy Samp. Polak będzie zatem rywalizował o miejsce w składzie z Paragwajczykiem Marcelo Estigarribią. Nie należy również zapominać o Roberto Soriano, pomocniku z rocznika 1991.

Największa dziura przed sezonem 2013/14 powstaje w przedniej formacji. Do Interu odchodzi Mauro Icardi, który dzięki dobrej grze wypromował się i dał działaczom Samp godziwie zarobić. Na wylocie znajduje się również inny Argentyńczyk, którego strzelec dziesięciu goli posadził na ławie, czyli Maxi López. Wychowanek River Plate nie miał szczęścia w poprzednim sezonie. Średnia dyspozycja, pauza z powodu kontuzji oraz eksplozja talentu Icardiego zepchnęły go w czeluści ławki rezerwowych Sampdorii. López we Włoszech cieszy się dobrą opinią i z otwartymi rękami przyjąłby go z powrotem choćby Antonio Pulvirenti - prezes, rozkochanej w Argentyńczykach, Catanii Calcio, w której zresztą napastnik miał już okazję występować z powodzeniem po epizodach w FK Moskwa oraz Gremio. Pomysł zastąpienia ich Brazylijczykiem Paulinho z Livorno, strzelcem 19 goli w Serie B, raczej nie wypali. Przynajmniej dopóki prezes Spinelli nie zażąda za swojego asa mniej niż, oczekiwane obecnie, 10 milionów euro. Dużo zależeć będzie od tego, jak skończą się deal z Milanem i kwestia Mbaye Nianga oraz sprawa przedłużenia kontraktu Simone Zazy. Osti monitoruje ponoć sytuacje Manolo Gabbiadiniego, którego Juventus nie zamierza ściągać z powrotem, lecz umieścić w którymś z klubów Serie A na kolejny rok oraz napastnika lokalnego rywala, Ciro Immobile.


Mercato dopiero przed nami i równanie o nazwie "Sampdoria" wciąż ma wiele niewiadomych. Wzmocnienia wymagać będą atak oraz pozycja bramkarza. Wszystko w rękach Carlo Ostiego, który będzie musiał rozsądnie poruszać się po rynku transferowym, reagując na kolejne zwroty akcji, których - o to proszę się nie bać - z pewnością nie zabraknie. Samp warto jednak śledzić, bo to klub o pięknej tradycji z ciekawymi perspektywami. Budowany z głową przez mądrych ludzi, nie bojących się stawiać na młodzież. Jak ktoś ma notesik, to proszę go wyciągnąć i w rubryczce z zespołami do śledzenia w przyszłym sezonie, proszę obok Fiorentiny wpisać właśnie Samp.

środa, 19 czerwca 2013

U-21: Azzurrini wicemistrzem Europy U-21!

Czytałem przed finałem kolejne artykuły we włoskie prasie i nie wierzyłem w to, co wypisywały portale przecież niezłej renomy ze Sky na czele. Przedstawiano wizję drużyny złożonej ze wspaniałych zawodników, którzy za chwileczkę, wydaje się, rozwiną w pełni skrzydła w dorosłym futbolu, pokazując pełnię swego talentu, dowodzonej przez charyzmatycznego selekcjonera. Rozumiem oczywiście Włochów, że dali się ponieść gorączce - wszak mieli zespół w finale. Dziwi mnie jednak, że nie znalazła się choćby jedna osoba, która potrafiłaby spojrzeć krytycznie na turniej w wykonaniu Azzurrinich, bo przyszłość wcale nie maluje się w takich jasnych barwach.

Czy można krytykować finalistę? Można. Powiedziałbym nawet dosadniej - nie ograniczając się jedynie do sprawdzania wyników i czytania fantastów z włoskich dzienników, lecz oglądając ten zespół w każdym meczu turnieju, nie da się go nie krytykować. Postawa młodych Włochów nie była dla mnie jednak żadnym zaskoczeniem. Śledzę reprezentację U-21 dość uważnie, odkąd objął ją Devis Mangia i równie regularnie, co oglądam jej spotkania, krytykuję sposób w jaki gra. No dobrze - niejeden czytelnik podrapię się po głowie - to skoro jest tak źle, jak pan mówisz, to dlaczego jest tak dobrze? Skąd nagle tak słaba reprezentacja w finale, jakby nie było, poważnej imprezy na szczeblu młodzieżowym?

Jeśli by spojrzeć na personalia - nie jest to zła drużyna. Potencjalnych gwiazd jest niewiele, ale duża część piłkarzy prezentuje już poziom solidnego przeciętniaka, co na turniej młodzieżowy wystarcza. Że tego poziomu większość z nich nie przeskoczy, to inna kwestia. Mangia dostał gotowy zespół w spadku po Ciro Ferrarze z jasną sytuacją w grupie eliminacyjnej. Poprowadził Azzurrinich w dwóch meczach - z Liechtensteinem oraz Irlandią. Ten drugi zresztą przegrany w żenującym stylu. Następnie Italia rozprawiła się ze Szwecją w barażach o awans na turniej. Grupa podczas turnieju finałowego była banalnie prosta - Izrael, Norwegia i Anglia, którą ci Norwegowie zlali. Tu naprawdę nie było z kim przegrać. Poważniejszym przeciwnikiem była Holandia. Tutaj byłem zaskoczony tym, w jak słabej dyspozycji byli Oranje, którzy dostosowali się poziomem do Włochów. Ostatecznie gola wcisnął, będący w marnej dyspozycji, Borini. Tyle, że ten gol to nie był jakiś wyćwiczony schemat, wyuczona kombinacja. Ot piłka do Insigne i czekanie, co zrobi. Ten się pokiwał i podał do środka. Borini szybciej dziubnął futbolówkę i miał stuprocentową sytuację, której nie zmarnował. Finał to była inna bajka. Hiszpanie w składzie z zawodnikami, o których albo już się biją poważne kluby, albo zaraz będą, albo którzy już w tych poważnych klubach grają. Klasyczna tiki-taka, gra piłką po ziemi na jeden, dwa kontakty, prostopadłe piłki. Czym mogli odpowiedzieć Włosi? Jakie mieli argumenty? Jaki pomysł? Taki jak zwykle - żaden. Trochę pobiegali, często bez sensu. Trochę pokiwał się Insigne. Kilka długich piłek do napastników zagrano. Ostatecznie porażka 2:4 to najniższy wymiar kary.

Osobiście cieszę się, że to koniec cyklu tych roczników. Niestety, potencjał na to, by w przyszłości stać się zawodnikiem odgrywającym jakąś rolę we włoskim futbolu ma raptem kilku. Francesco Bardi, rzecz jasna Marco Verratti, Lorenzo Insigne, może Florenzi, który miał dobre wejście w Romie, lecz później zgasł (liczę na to, że Giallorossi ustabilizują swoją sytuację i nowy trener umiejętnie zagospodaruje potencjał Alessandro), może Saponara, po którego sięgnął Milan. Włosi nie powinni rozpaczać po meczu finałowym. Osiągnęli wynik ponad stan. Medal jest, problemy pozostają. Obawiam się, że dopóki nie powstaną drużyny rezerw, grające w niższych ligach, młodzi piłkarze dalej będą mieli problemy z przeskokiem do profesjonalnego futbolu i reprezentacje będą chodziły ścieżką wytyczoną przez Devisa Mangię, posiłkując się starszymi zawodnikami, którzy mają po 23 lata i czas wielkich perspektyw już za sobą.

Przepraszam Państwa, że nie pisałem tu o każdym meczu, jak pierwotnie miałem zamiar. Nie było jednak sensu pisać tego samego, co dwa dni. Nałożyły się również inne obowiązki. Niebawem poruszę temat pierwszej reprezentacji, która gra w Pucharze Konfederacji.

czwartek, 6 czerwca 2013

U-21: Włochy 1:0 Anglia

Długo na to czekaliśmy - święto piłki młodzieżowej, okazja do zobaczenia wielu utalentowanych graczy. Dziś ruszyły Mistrzostwa Europy U-21 rozgrywane tego lata na boiskach Izreala. Gwoli przypomnienia, Włosi rywalizują w Grupie A, mierząc się z Anglią, Izraelem oraz Norwegią. Azzurrini przed turniejem jasno precyzowali swój cel - zwycięstwo w turnieju.


ITALIA (4-4-2): Bardi - Donati, Bianchetti, Caldirola, Biraghi - Florenzi, Marrone, Verratti, Insigne - Borini, Immobile  

Zestawienie, które Devis Mangia zaproponował na mecz z Anglią nieznacznie różniło się od tego, które przewidywałem na łamach bloga. W bramce zagrał Bardi, obrona również bez zaskoczeń: Donati - Bianchetti - Caldirola i Biraghi. Spodziewałem się obecności w wyjściowej jedenastce Riccardo Saponary, Mangia zaś tercet Marrone, Verratti, Insigne uzupełnił Alessandro Florenzim. W ataku zaś, zamiast awizowanego przeze mnie Manolo Gabbiadiniego, partnerem Ciro Immobile był Fabio Borini. 

Azzurrini wygrali mecz 1:0, będąc jednocześnie drużyną lepszą o klasę. Bynajmniej jednak nie mąci to mojego sceptycyzmu co do gry drużyny pod wodzą Devisa Mangii. Właściwie poza początkowymi fragmentami obu odsłon gry, młodzi Włosi dominowali nad przeciwnikiem. Mimo wszystko brak tej kadrze tego, co ma dorosła reprezentacja - pewnego porządku w grze. Cały czas mam wrażenie, że poczynaniami ekipy Mangii rządzi wszechobecny chaos. O ile starcza to na niżej notowane zespoły, o ile starczyło to na Anglików - których jednak (mimo wielkiej estymy, jaką cieszy się wyspiarski futbol) nie zaliczyłbym do ścisłej światowej czołówki - o tyle na naprawdę dobrze ułożone zespoły pokroju Niemców, Hiszpanów czy Holendrów może to być za mało. Po zespole złożonym z całkiem przecież sensownych, potrafiących grać w piłkę, zawodników oczekiwałbym czegoś więcej niż długie piłki do skrzydłowych lub napastników i "niech się martwią, co z tym fantem zrobić". Naprawdę szczęście, że mają Włosi w kadrze zawodnika, który tę piłkę przetransportuje i tego, do którego warto ją podać. Mowa oczywiście o Marco Verrattim i Lorenzo Insigne, dwójce kluczowych dziś graczy. Pierwszy cofał się po futbolówkę aż do linii obrony, rozgrywał ją i był prawdziwym reżyserem gry - godnym następcą Andrei Pirlo w przyszłości. Drugi zaś szalał po lewej stronie boiska, stwarzając zagrożenie indywidualnymi akcjami. To zresztą Insigne przypieczętował wygraną Italii, strzelając decydującego gola z rzutu wolnego w drugiej połowie. Pytanie jest jednak zasadnicze - czy licząc jedynie na błysk któregoś z ofensywnych graczy, czy to Insigne czy też kogoś z dwójki Immobile - Borini (dziś dysponowanych tak sobie - powiedzmy szczerze) można ogrywać najlepszych? Oczywiście, może się tak zdarzyć w jednym czy dwóch spotkaniach, lecz na dłuższą metę branie owego decydującego przebłysku za pewnik jest myśleniem błędnym. 

Prócz Verrattiego i Insigne wyróżnić chciałbym też dwójkę defensorów. Pierwszym jest Luca Caldirola, kapitan tej reprezentacji, stoper Brescii, wypożyczony z mediolańskiego Interu. Pewny w swoich interwencjach, potrafił też radzić sobie z wyprowadzeniem futbolówki. Drugim, co mnie dość zaskoczyło, którego występ odbieram jako duży pozytyw jest prawy obrońca Grossetto, Giulio Donati. Twardy, nieustępliwy, mocny fizycznie. Na tle Anglii zaprezentował się naprawdę dobrze. Jeśli chodzi o pochwały, to by było na tyle. A skorośmy już przy indywidualnych laurkach, to przyznać muszę, że najbardziej rozczarowany jestem występem Alessandro Florenziego. Za czasów, gdy w Rzymie urzędował Zdenek Zeman, Florenzi błyszczał. Po części był to też pewnie efekt "nowej twarzy" - gracz wszedł do pierwszego zespołu, nowa postać, nieopatrzony jeszcze - był nowinką dla obserwatorów włoskiego futbolu mojego pokroju. Do tego zasuwał jako box-to-box, technicznie nie odstawał od starszych kolegów, pokazywał ambicję. Po odejściu Czecha Florenzi wyraźnie jednak siadł. Niestety tę gorszą dyspozycję przekłada na występy reprezentacyjne. Brakowało celnych dośrodkowań, rozrywania obrony przeciwnika. Jednym zdaniem - brakowało jakości na tej prawej flance. Brakowało wszystkiego tego, co dawał jego kolega po drugiej stronie boiska - Insigne. Dość blado wypadli też Immobile z Borinim. Zresztą gra napastników Azzurrinich wygląda tak od dłuższego czasu - trochę walki, szarpania się z obrońcami i albo jest "to coś", "ten błysk", gol albo nota pozostaje przeciętna. Dziś tego "czegoś" nie mieli, lecz to samo tak naprawdę można powiedzieć o ich zmiennikach - Manolo Gabbiadinim i Matii Destro. Bo sami chyba przyznają Państwo, że ciężko jakoś wielce chwalić Gabbiadiniego za to, że był faulowany przed polem karnym, czego efektem był rzut wolny, po którym Insigne umieścił piłkę w siatce.