sobota, 11 maja 2013

Reformy all'italiana

Dużo miejsca w debacie poświęca się ostatnimi czasy tematom reformy Ekstraklasy, systemu szkolenia, drużyn rezerw i tego, czy miałyby one występować w którejś z niższych lig czy też może należałoby stworzyć dla nich osobną ligę. Mówi się o tym w takich programach jak polsatowskie "Cafe Futbol" czy "Liga + Extra" w Canal Plus. Jako że obserwatorów calcio w przestrzeni publicznej niewielu, nikt nie zauważył w jak podobnej sytuacji znajduje się obecnie włoski futbol. Skoro nikt tego dotąd nie zrobił, pozwolą Państwo, że zajmę się tym ja, przybliżając temat reform.

Giancarlo Abete (fot. sportitalia.com)

Zacznę od rzeczy podstawowej - od tego, jak we Włoszech wygląda profesjonalny futbol od strony administracyjnej. Będą to rzeczy niby banalne, lecz myślę, że znacznie ułatwią odbiór całości tekstu - szczególnie w przypadku osób, które średnio zorientowane są w temacie. Obecnie istnieją cztery szczeble rozgrywkowe. Najwyższym jest Serie A. Organizatorem meczów na tym szczeblu jest Lega Nazionale Professionisti Serie A (LNP-A), w mediach występująca głównie pod nazwą Lega Serie A. Niższym szczeblem jest Serie B, organizatorem zaś Lega Nazionale Professionisti Serie B (LNP-B), znana szerzej jako Lega Serie B. Niegdyś zarówno Serie A jak i Serie B podlegały pod to samo ciało - Lega Calcio. Organ ten zakończył jednak swoją działalność w roku 2010, rozpadając się na dwa odrębne ośrodki decyzyjne. Separacją zagroziły już rok wcześniej najmożniejsze kluby Italii, co doprowadziło do braku wyboru następcy prezesa Antonio Matarrese. Wkroczyć musiał prezes federacji - Giancarlo Abete, który ustanowił kuratelę. Podczas jego nadzoru znaleziono porozumienie w sprawie podziału na dwie odrębne instytucje. Ostatnim ciałem jest Lega Italiana Calcio Professionistico - w skrócie Lega Pro, organizująca rozgrywki trzeciego i czwartego szczebla (wcześniej Serie C1 i C2, obecnie Prima i Seconda Divisione), będące najniższym stopniem piłki na poziomie profesjonalnym.

Włosi muszą zmieniać swoją politykę. Finansowo i organizacyjnie nie są w stanie konkurować już nie tylko z Anglikami czy Hiszpanami, ale także z Niemcami. Szczególnie dwa ostatnie kraje uciekły Italii, dzięki znakomitym systemom szkolenia młodzieży. Dziś Włosi nie wyznaczają trendów, lecz starają się podążać za tymi, które wyznaczają mocniejsi gracze na piłkarskiej mapie. Dużym problemem jest w Italii moment przeskoku z poziomu piłki młodzieżowej na seniorski. Otwartym tekstem mówi się, że między rozgrywkami Campionato Primavera a Serie A czy nawet Serie B jest przepaść. Przejście nie następuje płynnie. Można by mnożyć przykłady piłkarzy, którzy brylowali jako juniorzy a później kompletnie się pogubili. Sam pamiętam, jak zachwycałem się środkiem pomocy Primavery Milanu złożonej z Bryana Cristante, Alessio Innocentiego, Edmunda Hottora i Mattii Valottiego. Dziś sytuacja ma się tak, że Cristante - z racji młodego wieku - jeszcze gra w Primaverze, Hottor z Innocentim nie poradzili sobie w Serie B a Valotti gra i zachwyca, ale na poziomie Prima Divisione (3. stopień rozgrywkowy). Pamięta ktoś jeszcze takich chłopaczków jak Andrea Schenetti czy Simone Verdi? No właśnie. W Hiszpanii i Niemczech rozwiązaniem tego problemu, przynajmniej w części, jest instytucja drugiej drużyny, występującej odpowiednio min. jeden (Hiszpania) lub dwa (Niemcy) szczeble niżej od pierwszej drużyny. Jak brać wzorce to z najlepszych - toteż rozpoczęła się dyskusja na Półwyspie Apenińskim, czy by pomysłu nie skopiować i nie zaszczepić na lokalnym gruncie. Ideę poparli możni włoskiego futbolu - Milan, Inter, Juventus, Roma, Napoli oraz - nie powinno to Państwa zdziwić, jeśli śledzą Państwo tego bloga - Atalanta. Dać młodym graczom szansę gry w profesjonalnej lidze, jednocześnie pozostawiając ich w trybach własnego systemu szkolenia - rozwiązanie idealne. Zdecydowanie przeciwko instytucji drużyny B opowiedział się jednak pan Macalli. Głos ten był o tyle ważny, że Mario Macalli piastuje funkcję prezesa Lega Pro, która przygotowuje reformę organizowanych przez siebie rozgrywek. Dla pana prezesa oznaczałoby to władowanie mu do rozgrywek dwudziestu nowych zespołów, czemu dał wyraz dezaprobaty. Podkreślał również, że takie rozwiązanie godziłoby w coś, co jest nieodłączną częścią włoskiej kultury - campanilismo. Termin ten określa coś, co po polsku można by nazwać lokalnym patriotyzmem. Przypominam jednak Państwu, że Włochy jednolitym tworem państwowym są od niedawna. Mówiąc o historii Włoch, nie rozmawiamy o losach jednego państwa, lecz śledzimy dzieje wielu komun, później signorii a później państw regionalnych. Samo słowo campanilismo podchodzi od campana - dzwon. Miarą prestiżu i ucywilizowania było w średniowieczu posiadanie kościoła, jako punktu centralnego, a w kościele dzwonu. Stąd ów termin. Zrozumiałe jest zatem poczucie przynależności do danego regionu, swojej "małej ojczyzny" dużo większe niż w Polsce. Drużyn rezerw nie będzie Lega Pro - to wiemy już na pewno. Prezes Macalli twierdzi też, że jak ktoś chce stawiać na młodzież, to wpuszcza ją na boisko - choćby i w Serie A. Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Gratką przecież i dużym wydarzeniem byłoby w Salerno, Avellino, Pizie czy San Marino goszczenie drużyn, będących bezpośrednim zapleczem drużyn pierwszoligowych. Dla tych klubów zaś byłoby to korzystne ze względu na to, iż mogliby wychowywać swoją młodzież wedle własnych schematów, nie obawiając się o to, czy na takiego młodzieżowca będzie miał odwagę postawić trener lokalnego zespołu, dla którego w pierwszej kolejności liczy się wynik.

Kolejną kwestią - wiążącą się w pewnym sensie z tematem drużyn rezerw - jest reforma rozgrywek organizowanych przez Lega Pro. Od roku 2014 odrestaurowana zostanie forma rozgrywek znana z końcówki lat 60. i 70. XX wieku. Stworzona zostanie jedna liga - Serie C, która składać się będzie z trzech grup po 20 zespołów każda. Będą dwie grupy północne: północno-wschodnia oraz północno-zachodnia. W trzeciej zaś grać będą zespoły z południa, centrum oraz Sardynii. Dlaczego taka reforma? Odpowiedź jest prosta - ponieważ nie wszystkich stać na funkcjonowanie. Macalli zapowiada także położenie kresu sytuacjom, które w języku włoskim określane są terminem multiproprietà, gdy jeden prezes jest właścicielem kilku klubów podlegających różnych organom administracyjnym. Przykładem jest tu choćby pan Claudio Lotito prezes Lazio, które podlega pod Lega Serie A oraz Salernitany, podlegającej pod Lega Pro. Pan Macalli grozi palcem, że takie kluby nie będą dostawać pieniędzy od organizatora rozgrywek, gdyż byłoby to niesprawiedliwe względem innych zespołów. Zmniejszenie liczby zespołów z 69 do 60 nie jest jedyną nowością. Od sezonu 2013/14 - w porozumieniu z prezesem AIC (Associazione Italiana Calciatori - organ, który można uznać za coś w stylu związku zawodowego włoskich piłkarzy) Damiano Tommasim - zniesiono obowiązek korzystania z młodych zawodników - był tam jakiś limit rocznika, którego teraz nie pomnę, wybaczą Państwo. Wpisowe wynosić będzie 600 tys. euro. Wprowadzono również pewne wymogi dotyczące stadionów. Obiekty, na których rozgrywane będą zawody w ramach Serie C będą musiały mieć pojemność min. 3000 widzów. Prezes Macalli spotkał się ostatnio również z panem Malagò, który to jest prezesem Comitato Olimpico Nazionale Italiano (Narodowy Włoski Komitet Olimpijski), z którym miał ustalać jakieś szczegóły w zakresie pracy z młodzieżą. Obaj panowie po spotkaniu stwierdzili, że była to dyskusja owocna. Nie wszyscy jednak są zachwyceni modelem reformy. Wśród oponentów znalazł się choćby Demetrio Albertini, niegdyś gracz Milanu, obecnie vice-prezes FIGC (Federazione Italiana Giuoco Calcio - włoskiej federacji). Mówi on m.in. o tym, że nie istnieje żadna magiczna liczba, która da pewność, że kluby będą się w stanie utrzymać ekonomicznie, będą wypłacać na czas pieniądze zawodnikom i wydajne sektory młodzieżowe. Skoro demokracja - słucha się wszystkich propozycji także innych, a pan Albertini miał inną wizję, w której zawierały się m.in. drużyny B, która - jak podkreślał - istnieją we Francji, Niemczech, Hiszpanii i Portugalii, przypominając jednocześnie, że 82% zawodników, którzy z Hiszpanią zdobywali złoto na Mistrzostwach Świata, przewinęło się przez drugie drużyny. Są to jednak wypowiedzi z 2012 roku. Dziś wiemy już, że te pomysły, ku mojemu niezadowoleniu, nie przeszły.

Zmiany czekają nas również od przyszłego sezonu w Serie B. Wzorem MLS i NBA wprowadzono tam salary cap, czyli limit wynagrodzeń. Od przyszłego sezonu kluby będą mogły płacić swoim zawodnikom maksymalnie 300 tys. euro brutto rocznie. Przy czym będzie to musiała być max. 150 tys. podstawy plus drugie tyle w bonusach. Nikt nie pomyślał jednak o tym, że zarówno MLS jak i NBA są ligami zamkniętymi a ewentualne wejście nowego zespołu do tej ligi zatwierdzane jest kilka lat wcześniej. Na gruncie włoskim salary cap będzie ogromnym utrudnieniem dla spadkowiczów z Serie A. Palermo, które najprawdopodobniej spadnie, nie będzie mogło utrzymać - ze względu na przepisy, mimo tego że pewnie finansowo by podołali - Fabrizio Miccolego czy Josipa Ilicica. Robi się coś odwrotnego do przypadku angielskiego, gdzie kluby - żeby ratować je przed nagłym odcięciem wpływów i niewypłacalnością podpisanych już kontraktów - po spadku dostają jeszcze część pieniędzy (zależną od tego, jak długo grały w Premier League) z praw telewizyjnych. We Włoszech spadek drużyny pierwszoligowej oznaczać będzie rozsprzedanie kadry i, de facto, koniec istnienia zespołu w danym kształcie. Panu prezesowi Abodiemu marzą się też inne reformy, wśród których m.in. wprowadzenie rzutów karnych po zakończeniu meczu tak, by nie było remisów, których jednak - przynajmniej na razie - nie wprowadzono w życie.

Ostatnio na temat zmniejszenia pierwszej ligi wypowiedział się prezes FIGC - Giancarlo Abete. Stwierdził on, że Serie A jest idealna, by grać w osiemnaście drużyn. Tak - jak podkreślał pan prezes - grają choćby Niemcy. Jako że od zatwierdzenia reformy, do jej wejścia w życie musi być dwuletni okres odstępu, można stwierdzić, że przed rokiem 2016 żadna reforma Serie A nie przejdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz