Dość niespodziewanie powrócił temat transferu Adema Ljajicia do Milanu, o czym przedwczoraj poinformowały włoskie media. Sytuacja Serba nie jest jasna - obecny kontrakt wiąże go z Fiorentiną jeszcze przez jeden sezon i toskański klub, chcąc uniknąć powtórki z casusu Riccardo Montolivo, musi interweniować. Prolongować lub sprzedać, zachwycającego w rundzie wiosennej, fantasistę. Sam zawodnik, mając mocną kartę przetargową w postaci bardzo udanego półrocza, oczekuje dwukrotnej podwyżki.
Milan ostrzył sobie zęby na serbskiego napastnika na początku lipca. Wówczas wydawało się, że policzone są dni Robinho. Przyjście Ljajicia miało być powiązane z odejściem Brazylijczyka i fiasko rozmów z Santosem zdawał się przekreślić szansę na deal. Binho z brazylijskim klubem się nie dogadał a Galliani przedłużył z nim umowę o kolejne dwa lata. Włoskie media zapowiadały istną idyllę. Robinho miał ciężko pracować i wracać do formy z pierwszego sezonu w barwach Rossonerich. Strzelił gola na treningu, strzelił gola Valencii. A że zmarnował po drodze dwa karne - kto by się tam przejmował. Ironizuję nie bez przyczyny. Nie trzeba być wielkim specem, żeby stwierdzić jasno, że opieranie ataku o Robinho, dołującego z każdym sezonem coraz bardziej, jest pomysłem z góry skazanym na porażkę. Poza tym Brazylijczyk dalej zarabiał dużo, bo jego apanaże zostały zmniejszone z 4 milionów euro do 3. Jeśli ktoś oglądał mecze Milanu, musiał widzieć, że Robinho w Milanie jest zwyczajnie zbędny. Tym bardziej dziwi prolongowanie z nim umowy, gdy pojawiła się opcja wymienienia go na perspektywicznego zawodnika w wysokiej formie, pasującego do nowej filozofii klubu, sprawdzonego już w Serie A i, dzięki szczególnej sytuacji kontraktowej, w finansowym zasięgu Rossonerich. Przecież gdyby umowa obowiązująca jeszcze tylko rok, Fiorentina pewnie mogłaby wyceniać Ljajicia nie na 10, ale na 20 milionów euro a od ewentualnego kupca żądać kwoty 30-35 milionów. Galliani jednak, wbrew logice, potwierdził Robinho. Ten jednak doznał urazu we, wspomnianym już, starciu z Valencią i pojawiła się potrzeba znalezienia zastępcy. Milan bowiem w sierpniu zagra najważniejszy dwumecz sezonu. Dwumecz ostatniej rundy eliminacji do Champions League. Dwumecz o finansowe być lub nie być w elicie. "Brak kwalifikacji byłby dla naszych finansów, jak spadek do Serie B" - w ten sposób sprawę stawiał dyrektor organizacyjny, Umberto Gandini.
Milan ostrzył sobie zęby na serbskiego napastnika na początku lipca. Wówczas wydawało się, że policzone są dni Robinho. Przyjście Ljajicia miało być powiązane z odejściem Brazylijczyka i fiasko rozmów z Santosem zdawał się przekreślić szansę na deal. Binho z brazylijskim klubem się nie dogadał a Galliani przedłużył z nim umowę o kolejne dwa lata. Włoskie media zapowiadały istną idyllę. Robinho miał ciężko pracować i wracać do formy z pierwszego sezonu w barwach Rossonerich. Strzelił gola na treningu, strzelił gola Valencii. A że zmarnował po drodze dwa karne - kto by się tam przejmował. Ironizuję nie bez przyczyny. Nie trzeba być wielkim specem, żeby stwierdzić jasno, że opieranie ataku o Robinho, dołującego z każdym sezonem coraz bardziej, jest pomysłem z góry skazanym na porażkę. Poza tym Brazylijczyk dalej zarabiał dużo, bo jego apanaże zostały zmniejszone z 4 milionów euro do 3. Jeśli ktoś oglądał mecze Milanu, musiał widzieć, że Robinho w Milanie jest zwyczajnie zbędny. Tym bardziej dziwi prolongowanie z nim umowy, gdy pojawiła się opcja wymienienia go na perspektywicznego zawodnika w wysokiej formie, pasującego do nowej filozofii klubu, sprawdzonego już w Serie A i, dzięki szczególnej sytuacji kontraktowej, w finansowym zasięgu Rossonerich. Przecież gdyby umowa obowiązująca jeszcze tylko rok, Fiorentina pewnie mogłaby wyceniać Ljajicia nie na 10, ale na 20 milionów euro a od ewentualnego kupca żądać kwoty 30-35 milionów. Galliani jednak, wbrew logice, potwierdził Robinho. Ten jednak doznał urazu we, wspomnianym już, starciu z Valencią i pojawiła się potrzeba znalezienia zastępcy. Milan bowiem w sierpniu zagra najważniejszy dwumecz sezonu. Dwumecz ostatniej rundy eliminacji do Champions League. Dwumecz o finansowe być lub nie być w elicie. "Brak kwalifikacji byłby dla naszych finansów, jak spadek do Serie B" - w ten sposób sprawę stawiał dyrektor organizacyjny, Umberto Gandini.
Karuzela ruszyła w godzinach przedpołudniowych. Adriano Galliani, wylatujący z Milanem do Stanów Zjednoczonych na tournée, miał dzwonić do dyrektora sportowego Fiorentiny, Daniele Pradè z oficjalną ofertą. Po godzinie 11 strona toskańska potwierdziła tę informację: Galliani dzwonił i złożył oficjalną ofertę. Kwota: 8 milionów euro + bonusy. Fiorentina za, mającego kontrakt ważny jeszcze przez rok, Serba oczekuje kwoty w wysokości 12 milionów. Milan zgłosił się dziś po Ljajicia nieprzypadkowo. Bowiem to właśnie na dziś planowane było kolejne spotkanie włodarzy klubu z zawodnikiem, mające wyjaśnić jego przyszłość. Do tej pory media donosiły o braku porozumienia ws. wysokości klauzuli odstępnego, która miałaby się znaleźć w kontrakcie napastnika. Po każdym kolejnym spotkaniu klub ogłaszał, że zawodnik wyraża chęć pozostania, po czym media donosiły o smutnym i zasępionym Serbie na treningach. I tak w koło Macieju. Wczoraj piłkarz spotkał się z samym prezesem, Andreą Della Valle. Nie wniosło to jednak nic nowego. Prezes Della Valle swoje ("Rozmawiałem z nim (Ljajiciem - przyp. TK). Był pogodny i wyraził swoją chęć pozostania w klubie") a media swoje ("Nerwowy, więc i niezbyt pogodny - tak Ljajić wygląda w ostatnich dniach na zgrupowaniu"). Prezes potwierdził ofertę i poinformował o jej odrzuceniu, uznając ją za zbyt niską. Włoskie media informują jednak, że Milan i Fiorentina powinny znaleźć porozumienie gdzieś w połowie drogi, przy kwocie ok. 10 milionów euro. Dodatkowym smaczkiem, który wychwycili dziennikarze z Półwyspu Apenińskiego jest fakt, że Giuseppe Rossi zaprezentował swoją nową oficjalną stronę internetową, której adres to... www.gr22.it. Numer #22 towarzyszył Pepito w Villarreal i drużynie narodowej. We Florencji nosi go jednak - a jakże - Adem Ljajić. Jakby tego było mało numer ten w Milanie pozostaje wolny. Przypadek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz