poniedziałek, 26 sierpnia 2013

SERIE A: INTER 2-0 GENOA

Nowy Inter, nowa Genoa - te dwa zespoły zmierzyły się na inaugurację rozgrywek. Obie drużyny pod wodzą nowych trenerów, kolejno: Waltera Mazzarriego i Fabio Liveraniego. Zarówno Nerazzurri jak i Grifone nie mogą zaliczyć poprzednich sezonów do zbyt udanych. Pierwsi wypadli poza strefę pucharową, drudzy zagrożeni byli spadkiem do Serie B. Obecne rozgrywki miały być inne.

Walter Mazzarri wyszedł bardzo zachowawczo, ustawiając swój zespół w systemie 3-5-1-1 z tercetem środkowym pomocników: Kuzmanović, Cambiasso, Guarin i Rickym Alvarezem za plecami - notabene byłego napastnika Genoi - Rodrigo Palacio. 3-osobowa obrona złożona zaś była ze starego znajomego Mazzarriego (pracował z nim w Sampdorii i Napoli) - Hugo Campagnaro, któremu towarzyszyli Andrea Ranocchia i Juan Jesus. W bramce - oczywiście - Samir Handanović. Tylko na ławce usiedli: utalentowany środkowy pomocnik, Mateo Kovacić oraz nowe nabytki Interu - Mauro Icardi oraz Saphir Taider.

Genoa ustawiona w systemie 4-3-2-1 - tak, by przede wszystkim bronić dostępu do własnej bramki. Między słupkami - Mattia Perin. W 4-osobowej linii defensywnej zagrali: Sime Vrsaljko (nowy nabytek!), Daniele Portanova, Thomas Manfredini i Luca Antonelli. Stery drużyny trzymał - pozyskany z Catanii - Francesco Lodi, którego ubezpieczać mieli Juraj Kucka oraz Isaac Cofie (w poprzednim sezonie pokazał się z dobrej strony w barwach Chievo). Na szpicy Alberto Gilardino wspierany przez Mario Santanę i Andreę Bertolacciego.

Oba zespoły bardzo wyraźnie nie chciały przegrać i pierwsza połowa była - co tu kryć - nudna. Genoa ustawiła się nisko, Cofie z Kucką robili to, co umieją najlepiej - przeszkadzali rywalowi w grze - a Luca Antonelli skutecznie powstrzymywał dryblerskie zapędy Rickiego Alvareza w tym sektorze boiska. Inter grał ślamazarnie, w dodatku pchając się - na rympał - właśnie prawą stroną boiska. Genoa zaś niespecjalnie potrafiła flegmatycznych mediolańczyków skontrować. Druga połowa pokazała jednak klasę trenera Mazzarriego. Sympatyczny szkoleniowiec, stylizujący się swego czasu na Zbigniewa Wodeckiego, zagrał odważniej i to mu się opłaciło. Gdybym stylizował ten post na ludową bajkę, nadałbym mu tytuł "O tym jak cwany wyga Mazzarri, żółtodzioba Liveraniego wydudkał". Krótko po przerwie opiekun Interu odblokował - zdejmując z boiska Kuzmanovicia i zastępując go Icardim - środek pola i zmienił warunki gry. Od tamtego momentu skończyły się szachy a zaczął futbol. Nerazzurri przyspieszali i coraz bardziej zostawiali genueńczyków w tyle. Mazzarri zagrał va banque - zdjął Cambiasso, wprowadził Kovacicia i kompletnie zdominował rywala. Zagranie przyniosło oczekiwany efekt - Inter wpakował gola na kwadrans przed końcem meczu, a niedługo przed ostatnim gwizdkiem poprawił drugim - tak dla pewności - zapewniając sobie pewne zwycięstwo.

Gdyby bawić się w indywidualne laurki, na gracza meczu wybrałbym Hugo Campagnaro. Tifosi Nerazzurrich chyba właśnie przestali tęsknić za Lucio - mają jego następce i to w dodatku za darmo. El Toro nie tylko stanowił mur nie do przejścia, lecz również był jednym z aktywniejszych kreatorów ofensywnych poczynań gospodarzy. Bardzo dobre wejście do zespołu miał też Mauro Icardi - dwukrotnie próbował pokonać bramkarza Genoi. Za pierwszym razem przegrał pojedynek z Perinem, za drugim młodego golkipera uratowała poprzeczka. W końcu pewnie wyglądał Andrea Ranocchia, który był również niezwykle groźny przy rzutach rożnych a w pomocy dobre zawody rozegrał Freddy Guarin.

W barwach Genoi najlepiej zaprezentowali się - wspomniani już - Kucka i Cofie. Więcej spodziewałem się po Francesco Lodim. Kompletnie zaś rozczarowali Santana i Bertolacci. Reprezentacyjną formę potwierdza za to Antonelli a i Vrsaljko okazuje się być dobrym nabytkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz