18 maja 2011 roku Pirlo ogłosił, że to koniec jego, trwającej dziesięć lat i obfitującej w sukcesy, przygody z Milanem. Na zasadzie wolnego transferu zasilił Juventus, z którym podpisał trzyletni, obowiązujący do lata 2014 r, kontrakt. Intensywność głosów mówiących, że trzeba było zawodnika zatrzymać za wszelką cenę wzmogła się po zdobyciu rok później przez drużynę Conte, z Andreą jako centralną postacią i głównym dyrygentem gry, Scudetto i srebrnym medalu pirlocentrycznej maszyny Prandellego na boiskach Polski i Ukrainy. Zarzucano Allegriemu, że skreślił tak genialnego gracza. Gallianiemu, że nie przedłużając kontraktu rozgrywającego sam włożył oręż w dłoń rywala do tytułu. Ja z kolei byłem zwolennikiem pożegnania zasłużonego weterana, pamiętającego złote czasy pod batutą Carlo Ancelottiego, i dziś dalej uważam, że to nie był wcale zły ruch ze strony Rossonerich i wygrali na tym wszyscy.
Andrea Pirlo z żoną. (fot. liberoquotidiano.it) |
Milan coraz mniej pirlocentryczny
Dlaczego pozwolono odejść tak klasowemu zawodnikowi jak Pirlo? Kwestia jest bardziej złożona niż rzekoma antypatia Allegriego do jednego ze sztandarów Milanu. Mimo że krytycy livornijskiego szkoleniowca z lubością kreują go na tego, który zmarginalizował starą gwardię Ancelottiego, fakty mówią co innego. Allegri nie miał żadnej awersji do L'Architetto. Przeciwnie, gdy ten był w pełni sił, wychodził w podstawowej jedenastce. Często zresztą ku mojemu niezadowoleniu. Proszę nie zrozumieć mnie źle, jestem fanem talentu Pirlo. Tym mocniej bolało mnie, gdy widać było, że po Mistrzostwach Świata w 2006 roku Andrea gasł z sezonu na sezon, z momentami przebłysku (jak cała drużyna Milanu zresztą) wiosną 2007 roku. Drużyny z krajowego podwórka nauczyły się zamykać przed mediolańskim rywalem, neutralizując tym samym atut jakim były długie podania od ustawionego przed obrońcami AP. Mówiąc całkiem otwarcie był to jeden z najbardziej irytujących zawodników późnej ery Ancelottiego, uporczywie grając swoje charakterystyczne miękkie piłki w zagęszczone strefy boiska. Przywiązanie do nazwisk to chyba największy grzech Carletto. Sezon 2010/2011 był ostatnim rokiem obowiązywania kontraktu Pirlo. Podpisanie nowego kontraktu miało być formalnością. Pod koniec stycznia Il Metronomo doznał jednak urazu, który wykluczył go z gry na trzy miesiące. Ten okres okazał się kluczowy. Plaga kontuzji w szeregach Rossonerich zmusiła Adriano Gallianiego do aktywności na rynku transferowym. 25 stycznia kontrakt z Milanem podpisał Mark van Bommel. Majstersztyk prawej ręki Berlusconiego, który po mercato porusza się jak nikt inny. Holender do Mediolanu przeniósł się na zasadzie wolnego transferu, parafując półroczną umowę z opcją przedłużenia jej o kolejny sezon. Allegri znalazł sposób na odejście od doktryny pirlocentryzmu. Miejsce registy nie było już przed linią obrony, gdzie królował - nastawiony w głównej mierze na destrukcję i zapewniający Rossonerim spokój w tyłach - van Bommel. Odpowiedzialnością za dystrybucję futbolówki do wyżej ustawionych partnerów Il Generale podzielił się zaś z Thiago Silvą. Brazylijski obrońca świetnie radził sobie z piłką przy nodze. Miał jeden z najwyższych procentów dokładności podań w całej Serie A i posyłał prawie jedenaście celnych długich podań na mecz. W klubowym rankingu w ilości wymienionych podań wyprzedzał go jedynie... van Bommel. Brazylijsko-holenderski tandem sprawił, że nieobecności Andrei Pirlo w ogóle się nie odczuwało.
Nowa polityka kadrowa
Allegri nie zamierzał oczywiście rezygnować z zawodnika o tak wysokich umiejętnościach. Znalazł mu miejsce nieco wyżej. Widział go jako lewego pół-skrzydłowego w systemie 4-3-1-2. Zazwyczaj pozycję tę obsadzał, trzy lata starszy, Clarence Seedorf. O wieku genialnego Willy Wonki wspominam nie przez przypadek. Siłami wiekowego Holendra Mister musiał bowiem dysponować rozsądnie. Pomysł obsadzenia lewej "połówki" duetem Seedorf - Pirlo wydawał się naprawdę dobry. Andrea grając wyżej, częściej był pod grą, był bardziej ruchliwy i więcej dawał drużynie. Zapowiadało się na otwarcie kolejnego rozdziału. Z klubem związanych było kilkuletnimi kontraktami kilku piłkarzy, których nieskutecznie próbowano się pozbyć, z Jankulovskim czy Oddo na czele. Znaleźli się poza projektem Allegriego, lecz nadal mieli ważne umowy, gwarantujące im przyzwoite zarobki. Wydatki te wiązały Gallianiemu ręce w kwestii wzmocnień. Wprowadzona została zatem polityka oferowania graczom po trzydziestym roku życia umów jednorocznych. Gdy piłkarz spełniał pokładane w nim oczekiwania, umowa była prolongowana. W przeciwnym razie klub po prostu jej nie przedłużał. Dla "senatorów" nie było wyjątku. Ambrosiniemu, Seedorfowi, Pirlo, Inzaghiemu a także przekraczającym próg wiekowy Mario Yepesowi oraz Markowi van Bommelowi kontrakty oferowano w zgodzie z nowo obraną drogą. Właśnie długość kontraktu okazała się kością niezgody w przypadku rozgrywającego Rossonerich. Zawodnik oczekiwał trzyletniego kontraktu, Milan oferował roczny. Ostatnie sezony, delikatnie rzecz ujmując, dość przeciętnie w wykonaniu Andrei oraz nowa koncepcja gry, która osłabiała pozycję zawodnika jako niezastąpionego nie były zbyt mocną kartą przetargową. Gdy 18 maja opuszczał siedzibę klubu przy via Turati przyznał: "nie przyszedłem negocjować, przyszedłem się pożegnać". Kilka dni później oficjalnie ogłoszony został jego transfer do Juventusu.
Srebrno-złoty architekt
W Turynie znalazł się w odpowiednim czasie. Do użytku został oddany Juventus Stadium - nowoczesny obiekt na 38 tys. miejsc, który miał powiększyć generowane przez Bianconerich dochody oraz stać się domem przytuleniejszym od betonowego molocha Delle Alpi. Wniósł ogromny entuzjazm w biało-czarne środowisko. W tym czasie stery w Juve objął włoski Mourinho - Antonio Conte, który realizację misji odbudowy drużyny zaczął od przekazania Andrei kluczy do boiskowej sterowni, i postawienia przy jej drzwiach dwóch atletycznych pomocników, w osobach Marchisio i Vidala, pozwalających Pirlo rozwinąć skrzydła. Nowe środowisko, nowe wyzwania, nowa motywacja. Regista narodowej kadry Włoch złapał wiatr w żagle i rozegrał wyśmienity sezon, prowadząc La Vecchia Signora do zdobycia Scudetto a La Nazionale do Kijowa, gdzie rozegrali finałowy mecz (ostatecznie jednak boleśnie przegrany z Hiszpanią) europejskiego czempionatu. Pirlo wrócił do żywych i znów zachwycał swoją wizją gry i techniką. W sposób oczywisty został pierwszym wygranym rozstania z Mediolanem.
Milan post-Pirlo
Z perspektywy prawie 2 r. p.o.p. (po odejściu Pirlo) nadal nie uważam, żeby Milan był stratny. W sezonie 2011/12 Allegri kontynuował grę bez registy przed obroną, stawiając na tandem van Bommel / Ambrosini - Thiago Silva. Pomysł się sprawdzał, został zatem potwierdzony na kolejny sezon. Z nadejściem sezonu 2012/13 w klubie nie było już jednak ani Brazylijczyka ani Holendra. Milan przeszedł rewolucję kadrową a Allegri wobec braku odpowiednio dobrze grającego piłką defensora - po wielu próbach znalezienia tożsamości nowej drużyny - wrócił do wariantu z playmakerem przed obroną. W roli tej występuje, sprowadzony na zasadzie wolnego transferu z Florencji, Riccardo Montolivo. Historia zatoczyła koło i ktoś złośliwy uśmiechnie się pewnie pod nosem: "no ładnie, zamienić Pirlo na Montolivo". Przechodzimy zatem do kluczowej kwestii. Przypominam, że Milan nie zmienił na byłego kapitana Fiorentiny tego Andrei, którego w pasiastej koszulce Juve widzimy teraz, lecz tego, który irytował konsekwentnie zagrywanymi, w tłum kopiących się o piłkę zawodników, lobami. Milan stawiając na Montolivo nie stracił. W "roku zero" - mającym stworzyć fundamenty pod nową drużynę - nie ustępuje Juventusowi, mistrzowi pewnie zmierzającemu po drugi tytuł z rzędu, pod względem celności podań. Oba zespoły legitymują się takich samym procentem celnych podań (85,7%).
Montolivo i Pirlo jak "maluch" przy Ferrari. Czy na pewno?
Jak wygląda porównanie obu reżyserów gry? Zawodnik Juventusu wykonuje średnio 80,5 podania w ciągu meczu. 84.8% tych podań trafia do adresata. Ponadto posyła średnio 7,1 celnych długich piłek
oraz 3,3 kluczowe podania w ciągu spotkania. Z drugiej strony mamy, debiutującego na poziomie wielkiego klubu, Riccardo Montolivo, który wykonuje średnio 65,3 podań, z czego celnych jest 86,5%. Do tego dokładamy aż 11,2 celnych długich piłek oraz 1,1 kluczowe podanie na mecz.
Jak widać porównując obu graczy, nie ma tutaj wyraźnej przewagi byłego registy Milanu nad obecnym. Przez Monto przechodzi mniej podań w ciągu trwania meczu, legitymuje się jednak większą celnością zagrań. Z racji tego, że gra głębiej i rzadziej podłącza się do akcji zaczepnych wykonuje mnie kluczowych podań. Góruje z kolei nad swoich kolegą z reprezentacji liczbą posłanych celnych długich piłek w trakcie spotkania.
Milan stracił Pirlo, lecz zyskał godnego zastępcę. Najbardziej zyskaliśmy my - sympatycy calcio - odzyskując Andreę w wielkiej formie, mogąc cieszyć się jego powrotem na najwyższy światowy poziom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz