Niedzielny wieczór spędziłem oglądając zwycięstwo Fiorentiny w Rzymie. Zastanawiając się czy obejrzeć konfrontację Lazio z Violą czy może podejrzeć jak na tle Interu wypadnie ceniona przeze mnie Bologna z Gabbiadinim, Diamantim i Gillardino, złapałem się na tym, że ostatecznym argumentem było to, że cokolwiek się nie będzie działo, na Olimpico z pewnością nie będzie nudno i przynajmniej trochę dobrej piłki jest gwarantowane. I to za sprawą Fiorentiny właśnie. Spotkanie to stało się punktem wyjścia do dzisiejszych rozważań nad tym, jak zmieniła się sytuacja w klubie z Artemio Franchi.
Vincenzo Montella (fot. fiorentina.theoffside.com) |
Wygnani z Rzymu
Kluczowe dla przyszłości klubu z Florencji okazały się dwie decyzje personalne. Po pierwsze nie przedłużono kontraktu z Pantaleo Corvino, który piastował funkcję dyrektora sportowego. Corvino w środowisku piłkarskim był działaczem cenionym. Zanim zaczął pracować dla rodziny Della Valle, los rzucił go do regionu Puglia, gdzie dla Lecce odkrył takich zawodników jak Walerij Bożinow, Ernesto Chevantón, Mirko Vucinić czy Christian Ledesma. To właśnie on stworzył Fiorentinę, która z powodzeniem rywalizowała w Champions League, gdzie kwalifikowała się cztery lata z rzędu, z Bayernem czy Liverpoolem. Fiorentinę z Freyem, Gamberinim, Tonim, Mutu, Jovetićem, Montolivo, Vargasem, Felipe Melo czy Behramim. Pięć tłustych lat w sercu Toskanii, zostało jednak rozmytych przez dwa sezony nad wyraz chude. 18 marca 2012 roku, po porażce aż 0:5 z Juventusem na Artemio Franchi, Andrea Della Valle powiedział "basta!" ogłaszając, że kontrakt Corvino wygasający z końcem czerwca nie zostanie przedłużony. Przyszedł czas na nowe rozdanie. Dyrektorem sportowym został Daniele Pradè, którego z Rzymu pozbyto się, zastępując go Walterem Sabatinim. Drugą ważną decyzją było zatrudnienie na stanowisku opiekuna pierwszego zespołu Vincenzo Montelli. Przegnany ze Stadio Olimpico przez nowe kierownictwo Romy, które zastąpiło go Luisem Enrique, śniąc o drugiej Barcelonie, zakotwiczył w Catanii. Sycylijski klub to ciekawy kierunek dla trenera. Gli Elefanti wydali na świat wcześniej tak ciekawe postacie jak np. Pasquale Marino (dzięki pracy w klubie kierowanym przez Pulvirentiego i Lo Monaco wypromował się i objął Udinese), Walter Zenga (później Palermo i Al-Nasr), Sinisa Mihajlović (później Fiorentina właśnie) czy Diego Simeone (obecnie święci tryumfy z madryckim Atlético). Wypromował się również Montella, nadając Rossoazzurrim swój znaczek jakości, z łatwością realizując cel utrzymania się. Sezon zakończył na 11. pozycji. Tymczasem w Romie kompromitowali się kolejni następcy L'Aeroplanino: Enrique i Zeman.
Tiki-Taka alla Toscana
Charakterystyczny sznyt Montelli od razu widać było we Florencji. Szybka gra piłką na małej przestrzeni i ruchliwość w przednich formacjach. Przyjmij - podaj - wyjdź na pozycję. Tak w skrócie można opisać filozofię gry Violi. Efektowne zwycięstwo nad Milanem (wyjazdowe 3:1), pogrom Interu (4:1 na Artemio Franchi) czy znakomita postawa w, bezbramkowo zremisowanym, spotkaniu z Juventusem u siebie to tylko kilka rezultatów, które utwierdzają Andreę Della Valle, że nie pomylił się latem 2012 roku. Fiorentina przed sezonem prezentowała się na papierze bardzo ciekawie. Nie sądziłem jednak, że równie dobrze będzie się prezentować na murawie. Rzeczą, którą podkreślałem prognozując sezon Gigliati, była cała masa znaków zapytania. Zawsze podchodzę sceptycznie do "papierowych tygrysów", bo przecież takie, przykładowo, ekipy jak Genoa czy Palermo też prezentują się ciekawie kadrowo, natomiast absolutnie nie ma to przełożenia na ich postawę na boisku czy pozycję w ligowej tabeli. Wszystkie wątpliwości rozstrzygnęły się jednak na korzyść Pradè, tworząc niesamowite mercato. Gonzalo Rodriguez? Lider defensywy. Facundo Roncaglia? Prezentował się dobrze, przyszedł za darmo, obecnie przegrywa rywalizację z innym nabytkiem - wymienionym za Nastasića i gotówkę - Stefanem Savićem. Tomović? Podstawowy obrońca. Borja Valero, sprowadzony ze zdegradowanego Villarreal? Czołowy pomocnik ligi, w czubie klasyfikacji asystentów, absolutnie podstawowa karta w talii Montelli. Spektakularny transfer. Pizarro? Skreślony w Romie, we Fiorentinie trzyma w ryzach całą pomoc. Aquilani? Kapitalny w roli box-to-box. Cuadrado? Z jeźdźca bez głowy, szarpiącego flanką w Lecce, przeistoczył się w gwiazdę Serie A. Ecc. Zawodnicy sprowadzeni przez ex-dyrektora Romy "odpalili" i stworzyli, do spółki z Jovetićem i Pasqualem, szkielet nowej drużyny. Drużyny, która średnio w meczu oddaje 16,3 strzału na bramkę i z wynikiem 84,5% jest trzecia w klasyfikacji najcelniej podających zespołów w lidze, ustępując pola jedynie Milanowi i Juventusowi. No i właśnie słowo "drużyna" jest kluczowe. Możemy się zachwycać każdym z zawodników z osobna, lecz naprawdę widowiskowymi stają się tylko wówczas, gdy skrzętnie wykonują polecenia trenera, wywiązując się ze swoich ról.
Elastyczny Montella
Niewątpliwą zaletą obecnego szkoleniowca Violi jest elastyczność. Cecha, której zdaje się ostatnio brakować nawet tak znakomitemu trenerowi, jakim jest Antonio Conte. Włoski Mourinho w pierwszym sezonie imponował tym, jak łatwo dostosowuje się do wszelkich zmiennych podczas sezonu, jak szybko wyciąga wnioski i reaguje na to, co się dzieje. Od, szokującego dla dziennikarzy, 4-2-4 (tak to rozpisywały włoskie media, choć system ten nie był niczym innym, jak inaczej rozpisanym klasycznym, płaskim 4-4-2), przeszedł do 4-3-3 a później przestawił Juve na trójkę z tyłu w 3-5-2, dowolnie przeskakując z drugiego z wymienionych przeze mnie ustawień na trzecie. Również Montella płynnie przechodzi z 3-5-2 na 4-3-3. Potrafi zmieniać system, w zależności od potrzeb, nawet kilkukrotnie w ciągu jednego spotkania. Umożliwiają mu to charakterystyki zawodników, których sobie dobrał. Każdy z nich może pełnić kilka ról. Tomović może zagrać na środku obrony (czy to w formacji cztero- czy trzyosobowej) lub z prawej strony bloku obronnego. Giulio Migliaccio może być zarówno środkowym obrońcą jak i środkowym pomocnikiem. Juan Cuadrado, w zależności od potrzeb, jest prawym "wahadłowym" w 3-5-2, prawoskrzydłowym w 4-3-3 lub cofniętym napastnikiem. Takich przykładów można by wymienić jeszcze kilka. Kolejnym atutem są stałe fragmenty gry. O Giovannim Vio, odpowiedzialnym za ten element, można przeczytać znakomity artykuł tutaj. Na dzień dzisiejszy Fiorentina prowadzi w ilości strzelonych goli po stałych fragmentach gry z piętnastoma trafieniami. W niedzielę właśnie po rzucie wolnym trafił Adem Ljajić. Tyle samo goli, co Serb (pięć) ma środkowy obrońca Gonzalo Rodriguez. Trzy bramki na koncie ma Facundo Roncaglia, dwa zaś Savić.
Łyżka dziegciu w beczce miodu
Cieniem na efektownej grze Fiorentiny kładzie się pewien mankament, przez który nie raz, nie dwa w tym sezonie zgubiła punkty. Mankament, nad którym sztab Montelli i sam trener będą musieli pracować intensywnie. Podopiecznym L'Aeroplanino zdarzają się bowiem dość często dłuższe momenty przestoju. Zwykle po strzelonej bramce Gigliati oddają inicjatywę rywalowi, szczególnie gdy ten jest z niższej, niż Viola, półki lub uznany zostaje za niezdolnego do zagrożenia. Fiorentina atakując szybko przerzuca ciężar gry na połowę przeciwnika, angażując dużą liczbę zawodników w atak pozycyjny. Brakuje im jednak często cwaniactwa, włoskiego wyrachowania. Zbyt często chcą już, natychmiast, stworzyć sobie sytuację strzelecką, zapominając że "im dłużej my mamy piłkę, tym rzadziej ma ją przeciwnik". Stąd Viola, mimo znakomitego operowania futbolówką, nie miażdży rywali procentami posiadania piłki. Oczywistym jest, że nie da się w tempie, w którym przeprowadzają ataki, grać przez ponad 90 minut. Sęk w tym, że Fiorentina zwalniając, oddaje piłkę. Warto też zwrócić uwagę na to, że jest to zespół, który znakomicie czuje się w ataku pozycyjnym, o tyle zdobył raptem jedną bramkę po kontrataku.
Jaka przyszłość?
Nie sądzę, żeby Toskańczycy w obecnych rozgrywkach zakwalifikowali się do Champions League. Są zbyt świeżą, zbyt nową drużyną, by od razu przeskoczyć czy to Milan czy Napoli. Viola miast przed siebie, winna spoglądać w tył, gdzie co prawda Lazio z Interem złapały zadyszkę, lecz do końca sezonu jeszcze dziesięć gier, w trakcie których wszystko się może zdażyć. Europa League będzie zresztą idealnym przetarciem dla Montelli, który musi się nauczyć - szczególnie przy intensywności gry wymaganej od swojego zespołu - gospodarowania siłami drużyny. Perspektywy są jednak obiecujące a przyszłość maluje się w jasnych kolorach. Montella ma już fundament drużyny, teraz wystarczy mu dodanie głębi kadrze oraz, ewentualnie, wymiana pojedynczych elementów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz