Państwo wybaczą opóźnienie. O La Nazionale nie pisałem nie dlatego, żem leniwy, lecz w obliczu takiej konfrontacji, jak ta z Brazylią należało podejść do kwestii poważnie - to wymaga czasu, rzecz jasna. Ostatecznie marzec podopieczni Cesare Prandellego zakończyli remisując 2:2 z Brazylią oraz ogrywając kopciuszka z Malty 2:0. Dziś zatem mecz z reprezentacją Kraju Kawy w pięciu punktach oraz krótko też o konfrontacji w ramach el. do Mundialu 2014.
Na przeciw siebie: Canarinhos i Squadra Azzurra (fot. zimbio.com) |
Italia vs. Brasile
1. Brazylia zdeklasowana 2:2
Włosi, na płaszczyźnie samej gry, dosłownie zdeptali swoich rywali. Byli o klasę lepsi. Stąd też wynik remisowy pozostawia ogromny niedosyt. Squadra Azzurra - wyłączając te sytuacje, po których trafiała do siatki - stworzyła sobie w trakcie meczu jeszcze jakieś dziesięć - może jedenaście, może dwanaście okazji. Tym bardziej ogarniało mnie zdziwienie, gdy drużyna wydająca się być o półkę wyżej od Brazylii, schodziła do szatni z dwoma golami w plecy. Pierwsza stracona bramka to jakieś nagłe rozprężenie tyłów. Najpierw piłka zagrana w lukę - choć była to właściwie dziura tak ogromna, że można by na tych połaciach murawy pasać krowy - między Maggio i De Rossim, później fatalne zachowanie Bonucciego, który wygrał walkę o górną piłkę, lecz posłał futbolówkę wprost pod nogi niepilnowanego Freda. Przy drugiej bramce znów Italia złapana na zbytnim otwarciu się i rozwarciu szeregów i piłkę w siatce umieszcza Oscar. Przecież gdyby Włosi ze spokojem kończyli te okazje, które sobie wypracowywali, Canarinhos powinni wracać do domów z bagażem czterech - pięciu bramek. Remis ten, mimo iż tylko towarzyski, boli dotkliwie. I to mimo faktu, iż selekcjoner wykorzystał potyczkę w Genewie do sprawdzenia nie tylko jak prezentuje się grupa stanowiąca kręgosłup drużyny, lecz także do dania szansy pokazania się kilku mniej znaczącym piłkarzom.
Włosi, na płaszczyźnie samej gry, dosłownie zdeptali swoich rywali. Byli o klasę lepsi. Stąd też wynik remisowy pozostawia ogromny niedosyt. Squadra Azzurra - wyłączając te sytuacje, po których trafiała do siatki - stworzyła sobie w trakcie meczu jeszcze jakieś dziesięć - może jedenaście, może dwanaście okazji. Tym bardziej ogarniało mnie zdziwienie, gdy drużyna wydająca się być o półkę wyżej od Brazylii, schodziła do szatni z dwoma golami w plecy. Pierwsza stracona bramka to jakieś nagłe rozprężenie tyłów. Najpierw piłka zagrana w lukę - choć była to właściwie dziura tak ogromna, że można by na tych połaciach murawy pasać krowy - między Maggio i De Rossim, później fatalne zachowanie Bonucciego, który wygrał walkę o górną piłkę, lecz posłał futbolówkę wprost pod nogi niepilnowanego Freda. Przy drugiej bramce znów Italia złapana na zbytnim otwarciu się i rozwarciu szeregów i piłkę w siatce umieszcza Oscar. Przecież gdyby Włosi ze spokojem kończyli te okazje, które sobie wypracowywali, Canarinhos powinni wracać do domów z bagażem czterech - pięciu bramek. Remis ten, mimo iż tylko towarzyski, boli dotkliwie. I to mimo faktu, iż selekcjoner wykorzystał potyczkę w Genewie do sprawdzenia nie tylko jak prezentuje się grupa stanowiąca kręgosłup drużyny, lecz także do dania szansy pokazania się kilku mniej znaczącym piłkarzom.
2. Giaccherini za napastnikami
Dość zaskakująca była, moim zdaniem, decyzja Cesare Prandellego o powierzeniu roli trequartisty w systemie 4-3-1-2, bo takie ustawienie selekcjoner wybrał na mecz z Brazylią, Emanuele Giaccheriniemu. Nie mam pojęcia, jakie były przyczyny tego wyboru. Że Prandelli rezerwowego Juventusu ceni - rozumiem. Że chciał skorzystać z niego w tym meczu - ok, przełknę. Natomiast wystawienie Giaka przeciwko rywalowi formatu Brazylii za napastnikami, co w przyjętym przez selekcjonera ustawieniu, jest pozycją kluczową (jak bardzo - pokazał Milan grając tam, na początku sezonu, kompletnie zagubionym Boatengiem), jest dla mnie absolutnie niezrozumiałe. Gra Giaccheriniego potwierdza zresztą to, o czym piszę - na Brazylię to jest on za cienki w uszach. Początkowo miał duże problemy z utrzymaniem się przy piłce - na czym tracił oczywiście cały zespół, później zaś zniknął nam z oczu, snując się gdzieś między obroną a pomocą rywala. Skoro, przy absencji Marchisio, chciał Prandelli cofnąć Montolivo na pozycję mezz'ala ("pół-skrzydłowy" brzmi głupio, a w zapisie wygląda jeszcze gorzej, więc wybaczą mi Państwo makaronizm), mógł przecież w roli trequartisty obsadzić Alessandro Diamantiego - gracza ze świetnie ułożoną lewą nogą, potrafiącego zagrać niekonwencjonalnie, mającego podanie zarówno krótkie jak i długie, potrafiącego huknąć z dystansu.
3. Debiut De Sciglio
Konfrontacja z Brazylią była niewątpliwie trudnym testem dla debiutujęcego Mattii De Sciglio. Spotkałem się z wieloma głosami, że młody obrońca Milanu spalił się psychicznie, nie podołał i rozegrał słaby mecz. Oglądając spotkanie ponownie, już na zimno, odniosłem jednak inne wrażenie. De Sciglio spisał się, w moim odczuciu, całkiem poprawnie. Umiejętnie wychodził spod pressingu rywali, dobrze się ustawiał i Dani Alves do spółki z Hulkiem - dobrze przecież tego dnia dysponowani - nie mieli z nim łatwego życia. Do tego pięknie i, co najważniejsze, czysto wytrącił Hernanesa z równowagi, gdy ten znalazł się w dogodnej sytuacji do pokonania Buffona. Cieniem na jego występie kładzie się jednak gol nr 2 dla Canarinhos, kiedy to jedno z jego niewielu wejść ofensywnych zaowocowało kontrą Brazylijczyków i spóźniony Mattia nie zdołał dogonić Oscara, który w efekcie wyprowadził piłkę, inicjując kontrę, oraz na samym końcu - dostawszy zwrotne podanie od Neymara - strzelił bramkę. Nie ma jednak mowy o błędzie De Sciglio przy pierwszym golu. Oglądając powtórki, widzimy że przejął on krycie wbiegającego napastnika drużyny przeciwnej i nie dostał wsparcia od Montolivo - który najpierw odpuścił Neymara, później zaś nie przejął Freda. De Sciglio skupiał się na robieniu rzeczy prostych i ostatecznie był to poprawny debiut, na tle klasowego przecież rywala.
4. Bohaterowie drugoplanowi
W drugiej połowie Prandelli zmienił ustawienie na 4-3-3, wprowadzając jednocześnie dwóch bocznych napastników. Po 45 minut dostali zatem El Shaarawy i Alessio Cerci. Il Faraone po raz kolejny potwierdził, że ma problem z grą przeciwko mocnym rywalom. Jeśli sięgniecie Państwo pamięcią wstecz i przypomnicie sobie takie spotkania jak np. pierwszy mecz derbowy z Interem, jesienne spotkanie z Juventusem czy konfrontacje z Barceloną, zobaczycie Państwo pewną prawidłowość - Stephen El Shaarawy przeciwko mocnym rywalom jest bezradny. Nie potrafi wygrać pojedynku 1 na 1, ma problemy z grą w ataku i skupia się głównie na pracy w defensywie. Oczywiście chwała mu za to, że ciężko haruje również w destrukcji, lecz nie zapominajmy, że graczy ofensywnych rozliczać należy głównie z tego, jak prezentują się w grze do przodu. Jasną rzeczą jest również, że El Shaarawy to jeszcze nie do końca ukształtowany gracz, który również złapał dołek formy w ostatnim okresie i nie należy z niego rezygnować. Mecz ten jednak potwierdza, że na dziś napastnik Milanu nie ma umiejętności ku temu, by w reprezentacji odgrywać pierwszoplanową rolę. Że nie jest materiałem na pierwszy skład, myślę, pokazał również Alessio Cerci. W tym, oczywiście, przypadku nikt nie oczekiwał, że skrzydłowy Torino zawojuje kadrę. Musiałem to jednak odnotować. Prandelli robił przegląd zaplecza, toteż na murawie pojawiali się tacy zawodnicy jak w/w Cerci, Antonelli z Genoi, Poli z Samp czy Gilardino i Diamanti z Bologni. Żaden z nich jednak nic wielkiego do gry nie wniósł.
5. Liderzy poszczególnych formacyj
Słówko o wiodących postaciach poszczególnych formacji. Ostatnimi czasy modne się stawało "nie dawanie punktów odniesienia" w grze rywalowi i włoscy trenerzy lubią tym zwrotem szastać. Ja jednak jestem zdania, że punkty odniesienia są kluczowe dla drużyny. Nie przeciwnej, lecz własnej. Punktami odniesienia są bowiem - w moim odczuciu - zawodnicy trzymający poszczególne formacje w ryzach a z kolejnych punktów odniesienia buduje się kręgosłup drużyny, to ich się "obudowuje" innymi zawodnikami tworząc zespół. Na lidera obrony wyrósł Andea Barzagli, który przeciwko Brazylii zagrał jak profesor. Ogromną pracę wykonano w Juventusie, przywracając mistrza świata z 2006 roku do piłkarskiego życia po okresie gry w Wolfsburgu. Obecnie Barzagli wydaje się być w życiowej formie. Przeciwko Brazylii zaprezentował się bezbłędnie, znakomicie odbierając futbolówkę i czytając grę. W pomocy postawiłbym na Daniele De Rossiego z Romy. Kiedyś nawet popełniłem zdanie, iż dla równowagi środka pola Azzurrich jest on ważniejszy od Andrei Pirlo. Capitan Futuro to gracz, którego nie sposób przecenić. Bardzo nowoczesny pomocnik, grający dobrze zarówno w fazie obronnej, jak i w ataku. Mecz zaczął jako prawy mezz'ala, by po zmianie ustawienia na 4-3-3 zagrać przed obroną. W widowiskowy sposób ubezpieczał tyły i dał sygnał do odrabiania strat, pakując piłkę do siatki po dośrodkowaniu El Shaarawiego z rzutu rożnego. Jeśli chodzi o pierwszą linię wybór jest prosty - Mario Balotelli. Piękny gol na 2:2 i ciężka praca. SuperMario zdaje się przekraczać Conradowską "smugę cienia", dojrzewając i biorąc na siebie większą odpowiedzialność za grę reprezentacji. Zapytany po meczu z Brazylią o notę, jaką by sobie wystawił, odpowiedział: "Oceniam swój występ na 6. Zmarnowałem zbyt wiele okazji". Balotelli jest kluczowy przy utrzymywaniu się przy piłce w fazie ofensywnej.
W drugiej połowie Prandelli zmienił ustawienie na 4-3-3, wprowadzając jednocześnie dwóch bocznych napastników. Po 45 minut dostali zatem El Shaarawy i Alessio Cerci. Il Faraone po raz kolejny potwierdził, że ma problem z grą przeciwko mocnym rywalom. Jeśli sięgniecie Państwo pamięcią wstecz i przypomnicie sobie takie spotkania jak np. pierwszy mecz derbowy z Interem, jesienne spotkanie z Juventusem czy konfrontacje z Barceloną, zobaczycie Państwo pewną prawidłowość - Stephen El Shaarawy przeciwko mocnym rywalom jest bezradny. Nie potrafi wygrać pojedynku 1 na 1, ma problemy z grą w ataku i skupia się głównie na pracy w defensywie. Oczywiście chwała mu za to, że ciężko haruje również w destrukcji, lecz nie zapominajmy, że graczy ofensywnych rozliczać należy głównie z tego, jak prezentują się w grze do przodu. Jasną rzeczą jest również, że El Shaarawy to jeszcze nie do końca ukształtowany gracz, który również złapał dołek formy w ostatnim okresie i nie należy z niego rezygnować. Mecz ten jednak potwierdza, że na dziś napastnik Milanu nie ma umiejętności ku temu, by w reprezentacji odgrywać pierwszoplanową rolę. Że nie jest materiałem na pierwszy skład, myślę, pokazał również Alessio Cerci. W tym, oczywiście, przypadku nikt nie oczekiwał, że skrzydłowy Torino zawojuje kadrę. Musiałem to jednak odnotować. Prandelli robił przegląd zaplecza, toteż na murawie pojawiali się tacy zawodnicy jak w/w Cerci, Antonelli z Genoi, Poli z Samp czy Gilardino i Diamanti z Bologni. Żaden z nich jednak nic wielkiego do gry nie wniósł.
5. Liderzy poszczególnych formacyj
Słówko o wiodących postaciach poszczególnych formacji. Ostatnimi czasy modne się stawało "nie dawanie punktów odniesienia" w grze rywalowi i włoscy trenerzy lubią tym zwrotem szastać. Ja jednak jestem zdania, że punkty odniesienia są kluczowe dla drużyny. Nie przeciwnej, lecz własnej. Punktami odniesienia są bowiem - w moim odczuciu - zawodnicy trzymający poszczególne formacje w ryzach a z kolejnych punktów odniesienia buduje się kręgosłup drużyny, to ich się "obudowuje" innymi zawodnikami tworząc zespół. Na lidera obrony wyrósł Andea Barzagli, który przeciwko Brazylii zagrał jak profesor. Ogromną pracę wykonano w Juventusie, przywracając mistrza świata z 2006 roku do piłkarskiego życia po okresie gry w Wolfsburgu. Obecnie Barzagli wydaje się być w życiowej formie. Przeciwko Brazylii zaprezentował się bezbłędnie, znakomicie odbierając futbolówkę i czytając grę. W pomocy postawiłbym na Daniele De Rossiego z Romy. Kiedyś nawet popełniłem zdanie, iż dla równowagi środka pola Azzurrich jest on ważniejszy od Andrei Pirlo. Capitan Futuro to gracz, którego nie sposób przecenić. Bardzo nowoczesny pomocnik, grający dobrze zarówno w fazie obronnej, jak i w ataku. Mecz zaczął jako prawy mezz'ala, by po zmianie ustawienia na 4-3-3 zagrać przed obroną. W widowiskowy sposób ubezpieczał tyły i dał sygnał do odrabiania strat, pakując piłkę do siatki po dośrodkowaniu El Shaarawiego z rzutu rożnego. Jeśli chodzi o pierwszą linię wybór jest prosty - Mario Balotelli. Piękny gol na 2:2 i ciężka praca. SuperMario zdaje się przekraczać Conradowską "smugę cienia", dojrzewając i biorąc na siebie większą odpowiedzialność za grę reprezentacji. Zapytany po meczu z Brazylią o notę, jaką by sobie wystawił, odpowiedział: "Oceniam swój występ na 6. Zmarnowałem zbyt wiele okazji". Balotelli jest kluczowy przy utrzymywaniu się przy piłce w fazie ofensywnej.
Malta vs. Italia
Mecz z Maltą sam w sobie niezbyt godny uwagi. Włosi zagrali minimalistycznie - jak to mają w zwyczaju. Mieli gospodarze, co prawda, rzut karny i uderzenie w poprzeczkę zanotowane, lecz Italia, grając na zaciągniętym hamulcu, wymęczyła wynik 2:0 a strzelcem obu goli był Mario Balotelli. Spotkanie to godne jest uwagi z innej przyczyny. Wyjściowa jedenastka Azzurrich złożona była, po raz trzeci w historii, tylko z piłkarzy dwóch klubów. W tym przypadku byli to gracze Juventusu oraz Milanu. Poprzednie takie przypadki miały miejsce w czasach Grande Torino, w roku 1947. Wyjściowe ustawienie na Maltę wyglądało następująco: Buffon; Abate, Barzagli, Bonucci, De Sciglio; Marchisio, Pirlo, Montolivo; Giaccherini; Balotelli, El Shaarawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz