Długo na to czekaliśmy - święto piłki młodzieżowej, okazja do zobaczenia wielu utalentowanych graczy. Dziś ruszyły Mistrzostwa Europy U-21 rozgrywane tego lata na boiskach Izreala. Gwoli przypomnienia, Włosi rywalizują w Grupie A, mierząc się z Anglią, Izraelem oraz Norwegią. Azzurrini przed turniejem jasno precyzowali swój cel - zwycięstwo w turnieju.
ITALIA (4-4-2): Bardi - Donati, Bianchetti, Caldirola, Biraghi - Florenzi, Marrone, Verratti, Insigne - Borini, Immobile
Zestawienie, które Devis Mangia zaproponował na mecz z Anglią nieznacznie różniło się od tego, które przewidywałem na łamach bloga. W bramce zagrał Bardi, obrona również bez zaskoczeń: Donati - Bianchetti - Caldirola i Biraghi. Spodziewałem się obecności w wyjściowej jedenastce Riccardo Saponary, Mangia zaś tercet Marrone, Verratti, Insigne uzupełnił Alessandro Florenzim. W ataku zaś, zamiast awizowanego przeze mnie Manolo Gabbiadiniego, partnerem Ciro Immobile był Fabio Borini.
Azzurrini wygrali mecz 1:0, będąc jednocześnie drużyną lepszą o klasę. Bynajmniej jednak nie mąci to mojego sceptycyzmu co do gry drużyny pod wodzą Devisa Mangii. Właściwie poza początkowymi fragmentami obu odsłon gry, młodzi Włosi dominowali nad przeciwnikiem. Mimo wszystko brak tej kadrze tego, co ma dorosła reprezentacja - pewnego porządku w grze. Cały czas mam wrażenie, że poczynaniami ekipy Mangii rządzi wszechobecny chaos. O ile starcza to na niżej notowane zespoły, o ile starczyło to na Anglików - których jednak (mimo wielkiej estymy, jaką cieszy się wyspiarski futbol) nie zaliczyłbym do ścisłej światowej czołówki - o tyle na naprawdę dobrze ułożone zespoły pokroju Niemców, Hiszpanów czy Holendrów może to być za mało. Po zespole złożonym z całkiem przecież sensownych, potrafiących grać w piłkę, zawodników oczekiwałbym czegoś więcej niż długie piłki do skrzydłowych lub napastników i "niech się martwią, co z tym fantem zrobić". Naprawdę szczęście, że mają Włosi w kadrze zawodnika, który tę piłkę przetransportuje i tego, do którego warto ją podać. Mowa oczywiście o Marco Verrattim i Lorenzo Insigne, dwójce kluczowych dziś graczy. Pierwszy cofał się po futbolówkę aż do linii obrony, rozgrywał ją i był prawdziwym reżyserem gry - godnym następcą Andrei Pirlo w przyszłości. Drugi zaś szalał po lewej stronie boiska, stwarzając zagrożenie indywidualnymi akcjami. To zresztą Insigne przypieczętował wygraną Italii, strzelając decydującego gola z rzutu wolnego w drugiej połowie. Pytanie jest jednak zasadnicze - czy licząc jedynie na błysk któregoś z ofensywnych graczy, czy to Insigne czy też kogoś z dwójki Immobile - Borini (dziś dysponowanych tak sobie - powiedzmy szczerze) można ogrywać najlepszych? Oczywiście, może się tak zdarzyć w jednym czy dwóch spotkaniach, lecz na dłuższą metę branie owego decydującego przebłysku za pewnik jest myśleniem błędnym.
Prócz Verrattiego i Insigne wyróżnić chciałbym też dwójkę defensorów. Pierwszym jest Luca Caldirola, kapitan tej reprezentacji, stoper Brescii, wypożyczony z mediolańskiego Interu. Pewny w swoich interwencjach, potrafił też radzić sobie z wyprowadzeniem futbolówki. Drugim, co mnie dość zaskoczyło, którego występ odbieram jako duży pozytyw jest prawy obrońca Grossetto, Giulio Donati. Twardy, nieustępliwy, mocny fizycznie. Na tle Anglii zaprezentował się naprawdę dobrze. Jeśli chodzi o pochwały, to by było na tyle. A skorośmy już przy indywidualnych laurkach, to przyznać muszę, że najbardziej rozczarowany jestem występem Alessandro Florenziego. Za czasów, gdy w Rzymie urzędował Zdenek Zeman, Florenzi błyszczał. Po części był to też pewnie efekt "nowej twarzy" - gracz wszedł do pierwszego zespołu, nowa postać, nieopatrzony jeszcze - był nowinką dla obserwatorów włoskiego futbolu mojego pokroju. Do tego zasuwał jako box-to-box, technicznie nie odstawał od starszych kolegów, pokazywał ambicję. Po odejściu Czecha Florenzi wyraźnie jednak siadł. Niestety tę gorszą dyspozycję przekłada na występy reprezentacyjne. Brakowało celnych dośrodkowań, rozrywania obrony przeciwnika. Jednym zdaniem - brakowało jakości na tej prawej flance. Brakowało wszystkiego tego, co dawał jego kolega po drugiej stronie boiska - Insigne. Dość blado wypadli też Immobile z Borinim. Zresztą gra napastników Azzurrinich wygląda tak od dłuższego czasu - trochę walki, szarpania się z obrońcami i albo jest "to coś", "ten błysk", gol albo nota pozostaje przeciętna. Dziś tego "czegoś" nie mieli, lecz to samo tak naprawdę można powiedzieć o ich zmiennikach - Manolo Gabbiadinim i Matii Destro. Bo sami chyba przyznają Państwo, że ciężko jakoś wielce chwalić Gabbiadiniego za to, że był faulowany przed polem karnym, czego efektem był rzut wolny, po którym Insigne umieścił piłkę w siatce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz