czwartek, 26 września 2013

SERIE A: CHIEVO 1-2 JUVENTUS

Gdyby ktoś jeszcze niedawno powiedział mi, że będę się świetnie bawić oglądając mecz Chievo, ba, że będę za nich ściskać kciuki i rozczaruje mnie nieuznany dla nich gol, wziąłbym go za wariata. A jednak, tak właśnie było i mój stosunek do mniej popularnego zespołu z Werony zmienił się dość radykalnie. Mussi volanti (Latające Osły) zawdzięczają ambitnej grze oraz, co ważniejsze, dobrym futbolem. Naprawdę mogą sobie pluć w brody, że nie zdołali wywalczyć choćby jednego punktu.

Giuseppe Sannino, opiekun Chievo, ciągle nie może znaleźć optymalnego zestawienia. Przeciwko Bianconerim, trener gospodarzy przestawił swój zespół z gry 4-4-2 na system 3-5-2. Jeśli idzie o personalia, również mieliśmy kilka korekt. W bramce pozostał Puggioni. W obronie Sannino postawił na trio Claiton, Bernardini, Cesar. W rolę wahadłowych wcielili się Gennaro Sardo i Boukary Dramè. Do środka pomocy przestawiony został skrzydłowy z Paragwaju - Marcelo Estigarribia, któremu towarzyszył kapitan (tego wieczoru)  Chievo, Luca Rigoni oraz Simone Bentivoglio. W ataku zabrakło strzelca gola z meczu przeciwko Udinese i symbolu zespołu ze Stadio Marcantonio Bentegodi, Sergio Pellissiera. W jego miejsce zagrał Cyril Théréau, któremu partnerował wychowanek Milanu i niedoszły następca Filippo Inzaghiego - Alberto Paloschi.

Również Juventus przystępował do tego meczu solidnie przemeblowany. Antonio Conte w perspektywie ma derbowy mecz z Torino oraz konfrontację w ramach Champions League. La vecchia signora w Weronie grała bez sześciu podstawowych zawodników. W bramce - Gianluigi Buffon. W obronie zabrakło Leonardo Bonucciego, którego zastępował Angelo Ogbonna. Jego partnerami byli Chiellini i Barzagli. W pomocy zabrakło fenomenalnego Arturo Vidala. Andrei Pirlo i Paulowi Pogbie partnerował, wracający po kontuzji, Claudio Marchisio. Wolne dostali też dwaj wahadłowi - Kwadwo Asamoah i Stephan Lichtsteiner. Ich miejsce zajęli odpowiednio: Federico Peluso oraz Mauricio Isla. W ataku zamiast Mirko Vucinicia i Carlosa Teveza, tandem Llorente - Quagliarella.

Wydawało się, że dla Juve najtrudniejszym zadaniem będzie napoczęcie, głęboko ustawionego w defensywie, zespołu gospodarzy i później pójdzie już z górki. Mało kto pewnie przypuszczał jednak, że Chievo będzie niewygodne nie tylko dlatego, że broni dużą ilością graczy i skutecznie utrudnia grę w ofensywie, ale również będzie w stanie zagrozić mistrzowi Włoch. Tymczasem Mussi volanti kontrowały Juventus dość konsekwentnie. Przy czym warte zaznaczenia jest, że nie były to chaotyczne i nieprzemyślane ataki. Chievo swoje akcje przeprowadzało dużą liczbą piłkarzy, wykorzystując ofensywnie grających, szybkich wahadłowych - Sardo i Dramè, wejścia Bentivoglio oraz, oczywiście, duet napastników Théréau - Paloschi.

Dla Juventusu pierwsza połowa była stracona. Grali wolno i ślamazarnie, kompletnie nie przekładając posiadania piłki na sytuacje podbramkowe. Mieli duże trudności z rozklepaniem szczelnej defensywy gospodarzy. Poniżej swojego poziomu zagrali właściwie wszyscy poza - będącym w morderczej formie na początku sezonu - Paulem Pogbą oraz (w nieco mniejszym jednak stopniu) Fabio Quagliarellą. Francuski pomocnik po zaledwie roku gry w Turynie rozwinął się niesamowicie i jest pomocnikiem niemal kompletnym. Świetne zawody zakończył z dwoma asystami na koncie. Quagliarella zrobił to, co do niego należało - strzelił gola na 1-1, ale plus przy jego nazwisku zapisałbym nie tylko z tego powodu. To on był najgroźniejszym zawodnikiem Juventusu, sprawiając kłopot obronie Chievo. Kompletnie rozczarowali za to Marchisio, Isla, Llorente oraz Buffon, który sprezentował rywalom pierwszego gola a i przy nieuznanej bramce Alberto Paloschiego popełnił błąd. Na jego szczęście asystent sędziego pomylił się i podniósł chorągiewkę, sygnalizując spalonego. I to właśnie nieuznany gol jest, według mnie, kluczowym momentem tego meczu. Przy wyniku 1-1 Chievo trafiło do siatki, lecz odgwizdano spalonego. Sęk w tym, że na spalonym znajdował się, niebiorący udziału w tej akcji, Cyril Théréau. Podcięło to skrzydła Clivensim, którzy ostatecznie mecz przegrali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz