Po stołecznych derbach w gazetach królowały nagłówki "Roma è giallorossa" (Rzym jest żółto-czerwony). Lazio w końcu uległo, niepokonane w derbach przez pięć kolejnych spotkań. Ostatnie zwycięstwo Romy datowane jest na 13 marca 2011 roku, gdy po dwóch golach Tottiego ograło Biancocelestich 2-0. 2011 rok - prehistoria niemalże. Cóż to była wtedy za Roma? Jeszcze w rękach rodziny Sensich. Z Vincenzo Montellą na ławce trenerskiej. Sezon 2010/11 w ogóle był udany, jeśli chodzi o potyczki z Lazio, dla Giallorossich. Wygrali wszystkie trzy spotkania - oba w lidze i jedno w Coppa Italia.
Właściwie trudno w składach doszukiwać się niespodzianek. No, może z jednym wyjątkiem - Rudi Garcia zdecydował się zostawić na ławce rezerwowych Adema Ljajicia, który w tygodniu zmagał się z urazem, stawiając w podstawie na Gervinho. Oprócz niego w ataku również kapitan, Francesco Totti (jako fałszywa "9") oraz Alessandro Florenzi. W pomocy standard: De Rossi przed obroną a przed nim Strootman z Pjaniciem. W obronie kwartet Maicon, Benatia, Castan i Balzaretti a w bramce Morgan De Sanctis.
Vladimir Petković również wystawił do gry najlepsze, co miał. W bramce Marchetti, w obronie od prawej: Cavanda, Ciani, Cana i Konko. Przed nimi Ledesma. Na skrzydłach - Candreva z Luliciem a w środku Hernanes ubezpieczany Gonzalezem. Na szpicy - Miroslav Klose.
Vladimir Petković również wystawił do gry najlepsze, co miał. W bramce Marchetti, w obronie od prawej: Cavanda, Ciani, Cana i Konko. Przed nimi Ledesma. Na skrzydłach - Candreva z Luliciem a w środku Hernanes ubezpieczany Gonzalezem. Na szpicy - Miroslav Klose.
Rudi Garcia na konferencji przedmeczowej powiedział zdanie, które znakomicie nadaje się na bon mot - "un derby non si gioca, un derby si vince". Derbów się nie rozgrywa, derby się wygrywa. No i dokładnie tak zrobiła Roma. Pierwsza połowa była - co tu dużo kryć - nudna i nieco rozczarowująca. Oba zespoły skupiły się raczej na walce niż graniu w piłkę, w efekcie czego oglądaliśmy trochę niedokładności, szarpanej gry, fauli. Niespecjalnie dużo się działo pod bramkami. Znudziło to trochę Federico Marchettiego, który postanowił ubarwić nieco spotkanie - dwukrotnie wikłał się w dziwaczne (na jego szczęście skuteczne) dryblingi z napastnikami Romy, bawił się w wyjścia poza pole karne. Jeśli jednak spojrzymy na sprawę uczciwie, to w szeregach Lazio trzeba go uznać za najlepszego, bo w drugiej części gry kilkukrotnie ratował swój zespół.
Ano właśnie - druga połowa. Gdy Roma przetrwała okres walki wręcz i przyszło do grania w piłkę, Lazio zostało zdeklasowane. To Giallorossi dyktowali warunki na boisku i okres ich dominacji zbiegł się zresztą z pojawieniem się na murawie Adema Ljajicia, który zmienił Alessandro Florenziego. Ja zresztą, przyznam szczerze, nie jestem fanem wystawiania tego chłopaka (mówię o Florenzim) w ataku. To nie jest ktoś, kto ma dobrą kiwkę, potrafi wygrywać po kilka pojedynków 1 vs 1 na mecz i ładować piłki w pole karne. Zresztą nie kogoś takiego potrzebuje Roma, bo nie gra przecież z wykorzystaniem typowej "9". Casus młodego Włocha przypomina mi casus Kevina-Prince'a Boatenga, gdy ze świetnego box-to-boxa zrobiono bocznego napastnika. Oczywiście, Florenzi gdy dostanie jakieś wytyczne, zrealizuje je, lecz na jakiś błysk z jego strony bym nie liczył. Z pewnością też na jego grę w ataku ma wpływ mocna obsada drugiej linii (gdzie pewnie by się nie łapał do podstawy) oraz marne alternatywy z przodu, gdzie oprócz niego do wyboru są jeszcze Borriello, wiecznie kontuzjowany Destro i Gervinho. Na dłuższą metę miejsce w napadzie powinno zostać obsadzone kimś innym, niż Florenzi, który ustawiony wysoko mniej pracuje w destrukcji i łapie niższe noty.
Wróćmy jednak do Ljajicia, bo ten dał naprawdę znakomitą zmianę. Rozruszał poczynania ofensywne Romy i po raz kolejny okazał się decydujący. Przypomnijcie sobie Państwo mecz w Weronie. Pierwsza połowa mizerna, w drugiej pojawia się Serb i Roma odprawia Hellas 0-3. Podobnie w derbach - po wejściu na murawę, Ljajić szuka gry kombinacyjnej, pokazuje się do gry, wreszcie "robi" karnego i go wykorzystuje. Pozostaje pytanie, czy były napastnik Fiorentiny potrafi utrzymać taką aktywność nie tylko wchodząc z ławki? W Parmie zagrał od początku i zagrał słabo - został zmieniony w przerwie. Ciekaw jestem na ile jest to defekt Serba, który sprawdzał się w tym sezonie tylko w roli "jokera", a na ile całego zespołu, który niepierwszy już mecz rozstrzyga po zmianie stron. Przypomnijmy sobie - w Livorno oba gole w drugiej połowie, w Weronie (o czym pisałem) również, na Ennio Tardini to samo. Tak też i w meczu z Lazio. Chyba jest to raczej jednak szczęśliwy dla Serba zbieg okoliczności, że dwukrotnie przebywał na boisku w dobrym dla zespołu okresie.
Do zachwytów nad Ljajiciem, nie sposób nie dorzucić braw dla, wiecznie młodego, Francesco Tottiego. Il Capitano przedłużył niedawno kontrakt z klubem do 2016 roku i mimo wielu wiosen na karku pozostaje największą gwiazdą Giallorossich. Ponownie zresztą przestawiony przez Garcię na pozycję fałszywej "9" przeżywa kolejny już renesans formy. W niedzielnych Derby della Capitale - l'uomo-partita, man of the match. Bezsprzecznie najlepszy. Asysta przy golu Balzarettiego i kolejne - sprawdziłem z ciekawości - osiem wypracowanych okazji dla kolegów z drużyny. W meczu o takim ciężarze gatunkowym - kosmos.
Żeby być uczciwym trzeba też przyznać, że i Lazio miało swoje okazje na początku drugiej połowy. Stuprocentowe okazje mieli Ciani i Klose, ale żaden z nich nie pokonał De Sanctisa. Dodać też trzeba kuriozalną czerwoną kartkę dla Andre Diasa w końcówce. Znacznie utrudniło to, dość trudną i tak, odpowiedź - a było to przy stanie 1-0 dla Romy. Giallorossi byli bardziej głodni tego zwycięstwa i przez ostatnie dziesięć minut dosłownie grillowali, grające w osłabieniu, Lazio. A że dobrze ustawiona Roma - prowadzona przez trenera, który nie jest amatorem - ma potencjał znacznie większy od lokalnego rywala, mówiłem już dawno. I wyszło na moje.
Ano właśnie - druga połowa. Gdy Roma przetrwała okres walki wręcz i przyszło do grania w piłkę, Lazio zostało zdeklasowane. To Giallorossi dyktowali warunki na boisku i okres ich dominacji zbiegł się zresztą z pojawieniem się na murawie Adema Ljajicia, który zmienił Alessandro Florenziego. Ja zresztą, przyznam szczerze, nie jestem fanem wystawiania tego chłopaka (mówię o Florenzim) w ataku. To nie jest ktoś, kto ma dobrą kiwkę, potrafi wygrywać po kilka pojedynków 1 vs 1 na mecz i ładować piłki w pole karne. Zresztą nie kogoś takiego potrzebuje Roma, bo nie gra przecież z wykorzystaniem typowej "9". Casus młodego Włocha przypomina mi casus Kevina-Prince'a Boatenga, gdy ze świetnego box-to-boxa zrobiono bocznego napastnika. Oczywiście, Florenzi gdy dostanie jakieś wytyczne, zrealizuje je, lecz na jakiś błysk z jego strony bym nie liczył. Z pewnością też na jego grę w ataku ma wpływ mocna obsada drugiej linii (gdzie pewnie by się nie łapał do podstawy) oraz marne alternatywy z przodu, gdzie oprócz niego do wyboru są jeszcze Borriello, wiecznie kontuzjowany Destro i Gervinho. Na dłuższą metę miejsce w napadzie powinno zostać obsadzone kimś innym, niż Florenzi, który ustawiony wysoko mniej pracuje w destrukcji i łapie niższe noty.
Wróćmy jednak do Ljajicia, bo ten dał naprawdę znakomitą zmianę. Rozruszał poczynania ofensywne Romy i po raz kolejny okazał się decydujący. Przypomnijcie sobie Państwo mecz w Weronie. Pierwsza połowa mizerna, w drugiej pojawia się Serb i Roma odprawia Hellas 0-3. Podobnie w derbach - po wejściu na murawę, Ljajić szuka gry kombinacyjnej, pokazuje się do gry, wreszcie "robi" karnego i go wykorzystuje. Pozostaje pytanie, czy były napastnik Fiorentiny potrafi utrzymać taką aktywność nie tylko wchodząc z ławki? W Parmie zagrał od początku i zagrał słabo - został zmieniony w przerwie. Ciekaw jestem na ile jest to defekt Serba, który sprawdzał się w tym sezonie tylko w roli "jokera", a na ile całego zespołu, który niepierwszy już mecz rozstrzyga po zmianie stron. Przypomnijmy sobie - w Livorno oba gole w drugiej połowie, w Weronie (o czym pisałem) również, na Ennio Tardini to samo. Tak też i w meczu z Lazio. Chyba jest to raczej jednak szczęśliwy dla Serba zbieg okoliczności, że dwukrotnie przebywał na boisku w dobrym dla zespołu okresie.
Do zachwytów nad Ljajiciem, nie sposób nie dorzucić braw dla, wiecznie młodego, Francesco Tottiego. Il Capitano przedłużył niedawno kontrakt z klubem do 2016 roku i mimo wielu wiosen na karku pozostaje największą gwiazdą Giallorossich. Ponownie zresztą przestawiony przez Garcię na pozycję fałszywej "9" przeżywa kolejny już renesans formy. W niedzielnych Derby della Capitale - l'uomo-partita, man of the match. Bezsprzecznie najlepszy. Asysta przy golu Balzarettiego i kolejne - sprawdziłem z ciekawości - osiem wypracowanych okazji dla kolegów z drużyny. W meczu o takim ciężarze gatunkowym - kosmos.
Żeby być uczciwym trzeba też przyznać, że i Lazio miało swoje okazje na początku drugiej połowy. Stuprocentowe okazje mieli Ciani i Klose, ale żaden z nich nie pokonał De Sanctisa. Dodać też trzeba kuriozalną czerwoną kartkę dla Andre Diasa w końcówce. Znacznie utrudniło to, dość trudną i tak, odpowiedź - a było to przy stanie 1-0 dla Romy. Giallorossi byli bardziej głodni tego zwycięstwa i przez ostatnie dziesięć minut dosłownie grillowali, grające w osłabieniu, Lazio. A że dobrze ustawiona Roma - prowadzona przez trenera, który nie jest amatorem - ma potencjał znacznie większy od lokalnego rywala, mówiłem już dawno. I wyszło na moje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz